Dziewica Maryja Maronitów

Deil el Ahmar 1976

Nasz świat jest wypełniony konfliktami zbrojnymi bardziej niż koryta rzek wodą. Wciąż gdzieś trwają wojny, giną ludzie. Znamy jeden z argumentów za nieistnieniem Boga: gdyby był, nie mógłby tolerować śmierci dzieci, koszmaru obozów koncentracyjnych, tortur, gwałtu, niezmierzonego oceanu ludzkich cierpień. Zapominamy, że w wiele wojen Bóg wpisał swe znaki miłości. Ostrzegał – zazwyczaj za pośrednictwem swej Matki, Maryi – przed ich wybuchem, wskazywał sposoby ich zakończenia, nawet bezpośrednio interweniował w ich przebieg, by ratować ludzkie życie. Przykładem jest to, co działo się podczas wojny, jaka w latach siedemdziesiątych XX w. rozdzierała Liban. Bóg wpisał w ten konflikt cały szereg niezwykłych zjawisk nadprzyrodzonych, które miały uprzytomnić walczącym stronom cały bezsens wojny. Chodzi o objawienia Matki Najświętszej, która osobiście zaangażowała się w tamte wydarzenia, pragnąc doprowadzić do pojednania walczących ze sobą muzułmanów i chrześcijan.

Odnotujmy ten historyczny fakt: w czasie wojny trwającej pięć lat w Libanie, w całym kraju miały miejsce cudowne wydarzenia. Najczęściej świadkowie mówią o objawieniach Najświętszej Maryi Panny, ukazującej się w formie światła rozciągającego się na podobieństwo tęczy nad wieloma libańskimi wioskami. Zjawiska te miały miejsce szczególnie w czasach ataków na te miejscowości. Pośrodku kolorowego blasku podobnego do tęczy ukazywała się ludziom świetlista postać Matki Bożej. Maryja nie była widzem spoglądającym z góry na to, jak Jej dzieci zadają sobie rany. Ona była trzecią stroną konfliktu, czynnie zaangażowaną w jego zakończenie. We wspomnianych wizjach odbierała ducha atakującym wojskom, gasiła nienawiść rozpalającą ludzkie serca, nieraz odwracała kierunek wystrzeliwanych pocisków. Przypominają się słowa papieża Jana Pawła II z rozmowy z zawodowym mordercą, Ali Agcą. „Kto inny strzela, kto inny kule nosi” – mówił Ojciec Święty, wskazując na rolę Maryi w ocaleniu swego życia. W Libanie było podobnie. Grad pocisków wystrzeliwanych przez specjalistów od zadawania śmierci nie trafiał w cel. Kule nie leciały obliczoną precyzyjnie trajektorią. Tańczyły na niebie, zmieniały tor lotu, spadały na pustkowia. Tak samo było w dniu 13 maja 1981 r., kiedy kula wystrzelona przez zamachowca ominęła z chirurgiczną precyzją wszystkie życiowe organy papieża…

MARONICI

Bohaterem libańskich objawień Maryjnych są maronici. To dla nich w 1975 r. zeszła na ziemię Matka Najświętsza, to ich chroniły Jej interwencje. Kim są ludzie określani tym mianem? To członkowie wschodniego Kościoła, który swój początek zawdzięcza św. Maronowi, przyjacielowi św. Jana Chryzostoma (ok. 347-407). To garstka chrześcijan, która nie uległa herezji monoteletyzmu (głoszącej, że Jezus miał jedną wolę – Boską, a także jedną naturę – tylko Boską), która w V w. zdominowała niemal cały chrześcijański świat. To chwalebna karta ich dziejów: maronici byli wyspą prawowierności na oceanie herezji. Po przybyciu krzyżowców przywrócono im (bez żadnych formalności) nigdy nie zerwaną łączność z Kościołem katolickim. Odtąd wspólnota ta otrzymała miano katolickiego Kościoła maronickiego.

Maronitów – wiernych synów Kościoła – można spotkać przede wszystkim w Libanie. Żyją też w Syrii, Izraelu, na Cyprze i w Stanach Zjednoczonych.

ŚWIADECTWO BISKUPA 

Kiedy podczas wojny w Libanie atakowano maronickie osady, bardzo często na niebie pojawiały się niezwykłe zjawiska. Wiemy już, że najczęściej była to tęcza, na której szczycie stała pełna majestatu postać Maryi. „Zebrałem dziesiątki świadectw chrześcijan i muzułmanów, którzy na własne oczy widzieli te objawienia. Zresztą widzieli to wszyscy, którzy tam przebywali, ale nie można wszystkich przesłuchać” – pisze Elias Zoghba, katolicki arcybiskup obrządku grecko-melchickiego w Baalbek, zwany przez miejscowych „biskupem muzułmanów”. List, który szerzej zacytujemy za chwilę, pisany był do jednego z francuskich teologów, a datowany został na 20 kwietnia 1980 r. Elias Zoghba nie wchodzi w nim w szczegóły wizji powtarzających się na terenie jego diecezji. Są one podobne i jeśli chciałoby się napisać o nich coś więcej, trzeba by podjąć się trudnej sztuki teologicznej interpretacji tych zjawisk. Należałoby próbować odczytać znak tęczy np. jako apel o pokój, a samą obecność Maryi jako znak, że Matka Najświętsza chce rozdzielić nieprzyjazne strony, a właściwie pojednać te „przeciwieństwa” jak złączone są łuki niebieskiej tęczy. Powinno się podjąć próbę opisu zaangażowania się Maryi w konflikt libański, o którym niektórzy piszą, że był „gażą szatana”. Rzeczywiście, czy Matka Najświętsza mogła pozwolić na to, by Jej odwieczny nieprzyjaciel zwyciężył na biblijnej ziemi Bliskiego Wschodu? Jest o czym rozmyślać, jest co śledzić okiem teologa. Ale libański biskup uznał, że łatwiej będzie wyjaśnić sens tych objawień przez pochylenie się nad innym objawieniem, które dokonało się poniekąd z jego udziałem. Posłuchajmy jego świadectwa.

„Opiszę inne cudowne wydarzenie. Ludność muzułmańska, zdobywszy koszary wojskowe w Baalbek w styczniu 1976 roku, zabrała stamtąd, z pomocą bojowników palestyńskich, lekką i ciężką broń. Nazajutrz ustawiła ciężkie działo ponad dużą osadą maronicką, Deir el Ahmar. Przebywałem tam wtedy i spędziłem tam noc. Na wioskę zrzucono ponad sto pięćdziesiąt pocisków, a każdy z nich ważył blisko czterdzieści kilogramów. Było to z pewnością dzieło specjalistów; pociski były wyrzucane z dużą fachowością. Tymczasem ani jeden mieszkaniec, a jest ich ponad osiem tysięcy, nie został nawet zadraśnięty. Spędziliśmy tę straszliwą noc na modlitwie. Nazajutrz rano wznowiono bombardowania, ale bez skutku. Chrześcijanie z sąsiednich wiosek myśleli, że Deir el Ahmar legł w gruzach, a tymczasem zaledwie kilka murów zostało naruszonych. Okoliczni chrześcijanie modlili się.

Pewien mnich maronicki, ojciec Boutros Mounsef, znany na tym terenie ze świętego życia i ducha prorockiego, spędził ową noc w wiosce sąsiadującej z Deir el Ahmar i widział spadające na nią pociski. O świcie odprawił Mszę świętą i udał się pieszo do Deir el Ahmar. Później sam opowiedział mi o tym, co mu się przydarzyło w drodze. Otóż, kiedy szedł pieszo do zbombardowanej wioski, spotkał kobietę, ubraną na czarno od stóp do głów. Pozdrowił ją i zapytał, dokąd idzie o tak wczesnej porze. «Idę do Deir el Ahmar – powiedziała. – A ty, Ojcze, dokąd idziesz?». «Również do Deir et Ahmar» – odrzekł.

Ponieważ znał wszystkich maronitów zamieszkujących te okolice, zastanawiał się, kim może być ta kobieta. «Kim jesteś?» – zapytał. «Nie bądź taki ciekawy, jestem Dziewicą Maryją.» Ojciec pochylił się do Jej stóp i zobaczył, że miała bardzo brudne ręce i rękawy. «Dlaczego masz takie czarne ręce i rękawy?» – spytał. Odpowiedziała: «Bardzo się trudziłam, aby oddalić ogień, jaki tej nocy spadał na Deir el Ahmar, a teraz będę chroniła wioskę przed pociskami, które znowu spadną na nią tego ranka. Powiedz mieszkańcom, że nikomu nic się nie stanie, a za trzy dni zapanuje tam spokój.» Po tych słowach Najświętsza Maryja Panna nagle znikła.

Jej słowa sprawdziły się. Rzeczywiście, tego ranka nikogo nie dosięgły bomby, nawet nikt nie został ranny, a trzy dni potem nastąpił w Libanie rozejm, który trwał przez pewien czas. Zaś dzięki świętemu mnichowi mają miejsce zadziwiające nawrócenia wśród młodych chrześcijan w całym regionie.”

Co możemy powiedzieć o tych niezwykłych objawieniach? Czy to, że nie wpisują się w żaden znany nam schemat Maryjnych objawień? Rzeczywiście, są bardzo różne od objawień Matki Bożej w Guadalupe, w Lourdes, w Gietrzwałdzie, od Jej spotkań ze św. Dominikiem, z Szymonem Stockiem, od wizji udzielonych św. Marii w Agredzie czy służebnicy Bożej Piccarrecie. Ale mają one wiele wspólnego z gronem objawień Maryjnych, które historia wpisała w cudowne zwycięstwa zbrojne chrześcijańskich wojsk: w Lepanto, w Chocimiu, w Wiedniu, w Hostynie – z tymi bitwami z Maryją w tle, o których tak wiele dziś się mówi, szczególnie w kręgach czcicieli różańca. Również w Libanie Matka Najświętsza zaangażowała się osobiście w konflikt zbrojny, a przez swe cudowne interwencje okazała się Matką dla chrześcijańskich maronitów. „Monstra te esse Matrem!” – krzyczą w niebo starożytne antyfony. „Monstra te esse Matrem!” – „Okaż, że jesteś Matką” – wołał Jan Paweł II, zawierzając Niepokalanemu Serca Maryi świat. Libańscy maronici wiedzą, że dla nich rzeczywiście jest Ona Matką…

źródło: Wincenty Łaszewski ŚWIAT MARYJNYCH OBJAWIEŃ 100 spotkań z nadprzyrodzonością Duchowy przewodnik po objawieniach Matki Bożej