Maryja zadająca rany
Bazylea 1917
W 1985 r. trzech największych ludzi współczesnego Kościoła przerwało swe codzienne zajęcia, by wziąć udział w konferencji odbywającej się na Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. Jej tematem była duchowość pewnej niezwykłej kobiety. Kim była? Nie była to zakonnica żyjąca w klasztorze ani mistyczka odizolowana od świata, lecz osoba świecka, wiodąca życie jak my. Tej lekarce z Bazylei swą obecnością złożyli hołd Ojciec Święty Jan Paweł II i prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Joseph Ratzinger, dziś Benedykt XVI. Trzecim był największy teolog XX stulecia, Hans Urs von Balthasar, będący przez 40 lat pod urokiem wizji tej pokornej Szwajcarki. Kim była owa lekarka, Adrianne von Speyr? Jak wyglądało jej życie? Co było w nim tak niezwykłego, że 18 lat po jej śmierci najważniejsi ludzie Kościoła złożyli o niej wielkie świadectwo?
Adrienne von Speyr urodziła się w 1902 r. w szwajcarskim La Chaux-de-Fonds. Dopóki żył ojciec, wzięty okulista, jej życie biegło trybem dziecka z typowej zamożnej rodziny protestanckiej. Nagła śmierć ojca zmienia wszystko, czworo dzieci pozostaje z niekochającą ich matką. Adrienne musi łączyć naukę z pracą, a dodatkowo matka zmusza ją do uczęszczania do szkoły handlowej, by dziewczyna szybko zaczęła zarabiać na posadzie w banku. Jednak niewidoczny dla nikogo Bóg chciał inaczej. Przemęczona Adrienne zapada na gruźlicę, na trzy i pół roku opuszcza rodzinny dom, by leczyć się najpierw u krewnej lekarki, a potem w domu swego wuja.
Wraca do domu, a tam matka nie pozwala jej przystąpić do matury. Nie chce też, by córka rozpoczęła studia medyczne. Tu ujawnia się silny charakter przyszłej wizjonerki: zaczyna udzielać licznych korepetycji, zarabia pieniądze, nadrabia zaległości i błyskotliwie zdaje maturę. Potem studiuje, sama utrzymując się z wyczerpujących prac. Robi doktorat, wychodzi za mąż, otwiera własną praktykę. Dziennie przyjmuje do 80 pacjentów. Jest sławna, ludzie lgną do niej, nie tylko dlatego, że potrafi leczyć za darmo i jeszcze płacić za lekarstwa. Ma charyzmat leczenia fizycznego i duchowego; zdarzają się nawet przypadki uzdrowień. Mówi się o kilku tysiącach kobiet, którym pomogła ocalić poczęte dziecko. Ale ten etap życia ma też swój ponury rewers. Przemęczenie doprowadza do trzech poronień. Jej mąż ginie w wypadku, Adrienne ponownie wychodzi za mąż…
Czy widzimy w tym życiu coś niezwykłego? Ot, jeszcze jeden człowiek z trudnym dzieciństwem, człowiek uparty, ambitny i zdolny, któremu dojrzałe życie nie skąpiło ciosów, ale który umiał iść dalej. Tylko tyle? Czy można powiedzieć wiele o życiu oceanu, jeśli spogląda się tylko na jego raz łagodne, to znów wzburzone fale? Patrząc na bezmiar wody z pokładu statku, nie wiemy o niej nic, nawet tego, jak jest głębokie. Tak samo jest z życiem ludzkim. Opowiada się o ludziach plotki, powtarza historie mające się układać w konkretne życiorysy, a tak naprawdę autorzy tych powierzchownych biografii nic nie wiedzą o bohaterach swych opowieści. Życie Adrienne von Speyr jest tego dowodem.
POD POWIERZCHNIĄ UKRYŁO SIĘ PIĘKNO
Nikt nie wie, że pod szarymi wydarzeniami jej życia ukryło się duchowe piękno. Na imię mu „Maryja”. Nikt nie wie, że piętnastoletnia Adrienne ma pierwsze nadzwyczajne objawienie Najświętszej Maryi Panny w otoczeniu aniołów. „Obudziłam się bardzo wcześnie tego poranka – napisze później – i nie widziałam nigdy nic piękniejszego. Nie odczuwałam żadnego strachu. Przeciwnie, byłam napełniona nową radością, mocną i łagodną zarazem. Wspomnienie tego objawienia pozostanie we mnie bardzo żywe i przez długi czas będzie mi towarzyszyć jako wspaniała tajemnica. Posiadłam wtedy, w pewnym sensie, miejsce schronienia. Od tego czasu darzyłam ogromną czułością Matkę Bożą. Wiedziałam, że trzeba Ją kochać…”.
Zatrzymajmy się w biegu, w którym nasz wzrok skacze po kolejnych wierszach słów. Zatrzymajmy się, bo stoi przed nami objawienie, po którym nie można się prześlizgnąć. Trzeba stanąć w miejscu, by zanurzyć się możliwie głęboko w to niecodzienne wydarzenie.
Objawienie, które było tajemnicą… Nie będziemy próbować ukraść go wizjonerce, było ono bowiem ukazane tylko jej i tylko dla niej. To przykład widzenia, które jest objawieniem prywatnym w ścisłym znaczeniu tego słowa. Adrienne otrzymała je od Boga jako dar dla siebie. Nie miała się nim dzielić z innymi, nie otrzymała orędzia, które miałaby ogłosić światu. Ileż mamy takich objawień w historii Kościoła! Odnotowanych, tych z przesłaniem dla innych, jest nieco ponad tysiąc. Tych zupełnie prywatnych są z pewnością miliony! A każde z nich to bezcenny klejnot oszlifowany przez czyjeś serce, rozjaśniający je dzień po dniu, będący punktem odniesienia w trudnych chwilach („miejsce schronienia”) i ukryty w nim aż po zapomnienie w grobie.
Objawienie, które jest ukazaniem najpiękniejszego piękna. Bo święty Bóg jest Pięknem. Inaczej Dobrem. Stąd Matka Najświętsza musi być Najpiękniejsza i Najlepsza. I jest. Taką widzi Ją młoda Adrienne i pisze: „Nie odczuwałam strachu”. Bo czyż można się bać czegoś, co nikomu nie zagraża, co zachwyca i pociąga? Wprawdzie w Biblii mamy do czynienia z ukazywaniem się Boga, który jednocześnie przeraża i fascynuje (misterium tremendum et fascinosum), ale gdy objawienie Boże przybiera postać Maryi, ten pierwszy element zostaje jakby odsunięty w cień. Bóg niedostępny w swym majestacie staje się – jak pisał Jan Paweł II – „łatwiej dostępny dla każdego człowieka”, gdy Jego odwieczna miłość zostaje wyrażona poprzez objawienie się Matki.
Objawienie, które owocuje. Odpowiedzią na miłość jest miłość. „Wiedziałam, że trzeba Ją kochać”. Tak pisze młoda dziewczyna, wychowana w tradycji protestanckiej, w której Matka Najświętsza nie jest otoczona kultem, a już na pewno nie była czczona w rodzinie von Speyrów, raczej obojętnych religijnie. Młoda Adrienne wchodzi na nieznaną protestantom drogę rozmiłowania się w Matce Bożej. Chce kochać Maryję.
Ale by kochać, trzeba poznać. Mało kochają Ją ci, którzy prawie Jej nie znają. I nie chodzi tu wcale o ich „wiedzę” o Matce Bożej. Są nawet teolodzy, którzy wiedzą o Maryi więcej niż my wszyscy razem wzięci, ale Jej „nie znają”. Można mówić godzinami o Afryce, ale znać ją tylko z książek i wykładów i nigdy nie doświadczyć, jak potrafi prażyć afrykańskie słońce, jak roślinność niemal fizycznie czeka na pierwsze krople wody, jak wali się z nieba ulewa w porze deszczowej, jak brudne potrafi być bezdomne dziecko bawiące się w przydrożnym piasku. Można też niewiele o Afryce czytać, ale znaleźć się w niej i poznać, doświadczyć jej osobiście. Tak właśnie było z Adrienne: ona poznała Maryję, tzn. znalazła się w Niej. I zaczęła się Jej uczyć.
Dodajmy jeszcze jedno: to doświadczenie pozostawiło na Adrienne widzialny ślad. Od zakończenia objawienia pod lewą piersią miała mistyczną ranę, którą nosiła do końca życia. To chyba jedyny w dziejach objawień przypadek, by Matka Najświętsza zadała człowiekowi mistyczną ranę. Dlaczego to uczyniła? Z pokorą musimy na razie odpowiedzieć: Nie wiemy.
SPOTKANIE Z MISTRZEM
Przed Adrienne otwiera się droga poszukiwania prawdy o Matce Bożej. Kobieta szuka jej w filozofii, teologii, literaturze. Zaczyna rozumieć znaczenie cierpienia, odkrywa też, że „jeśli chce się dojść do syntezy Boga i świata”, trzeba kochać ze wszystkich sił. Owa synteza „między niebem i ziemią” będzie często podkreślana w widzeniach i natchnieniach, które staną się wkrótce jej udziałem.
Wtedy spotyka człowieka, który niebawem będzie dla wielu latarnią prowadzącą do prawdy. To ksiądz, jezuita, teolog, Hans Urs von Balthasar, który już podczas pierwszej rozmowy ukazuje Adrianne drogę: „Pokazałem jej – wspomina – że mówiąc: «Bądź wola Twoja», nie ofiarowujemy Bogu naszych dzieł, lecz naszą gotowość do tego, by być porwanym przez Jego własne dzieło, w zaangażowaniu bez wytchnienia”. A nasza wizjonerka tak napisała o tej rozmowie: „To było tak, jakbym oparła się na przycisku elektrycznym, który nagle włącza wszystkie światła”.
Odtąd zaczyna „nieprzerwanie i całkowicie odsuwać się od siebie samej, zapominać o sobie i trwać w otwarciu na słowo Boże” – pisze Balthasar.
Niebawem przyjmuje chrzest. Zaczyna się eksplozja doświadczeń mistycznych. Jak sama pisze, nie skończyła się jeszcze „pełna dystansu czułość do Matki Bożej”, a już zaczyna się zażyła bliskość. Jej wizje Matki Najświętszej mnożą się, są niemal codzienne, co sprawia, że Adrienne von Speyr i Maryja z Nazaretu stają się sobie bardzo bliskie. Speyr zaczyna żyć więcej „tam” niż „tu”. Otrzymuje też łaskę cierpienia, również tego największego – duchowego. „Co Adrienne doświadczała, było gorsze niż piekło opisane przez średniowieczną wyobraźnię – pisał Balthasar. – To była wiedza o utraceniu Boga na wieki.”
Zaczynają się budzić jej zdumiewające charyzmaty: podróże w ekstazie, stygmaty, bilokacje, cierpienie zastępcze (za Chrystusa) i uczestnictwo w Męce Zbawiciela w Wielkim Tygodniu. W ekstazie dyktuje Balthasarowi nauki o Trójcy, o Najświętszej Maryi Pannie, o Obcowaniu świętych i wiele innych.
W 1945 r. Adrianne von Speyr i Hans Urs von Balthasar zakładają wspólnie „Johannes Gemeinschaft” („Wspólnotę św. Jana”), której celem jest „stać się dyspozycyjnym dla Boga i robić wszystko, o co On poprosi”.
WSZĘDZIE MARYJA
Adrienne von Speyr to przykład prawdziwego mistyka, u którego Najświętsza Maryja Panna zajmuje miejsce centralne i konieczne. Najbliżsi naszej wizjonerki powtarzali, że Adrienne posiadła „niemal niewyobrażalną zażyłość z Najświętszą Maryją Panną”. Nie ma autentycznego mistycyzmu chrześcijańskiego bez otwarcia się na wzór Maryi. Fakt, że jest Ona sercem doświadczenia Adrienne widać jasno w pismach lekarki z Bazylei; trudno znaleźć jej dzieło, w którym nie pojawiałaby się wzmianka o Matce Jezusa. Dodać warto, że jedyna książka, którą Adrienne w pełni zaplanowała i której przygotowania do druku starała się dopilnować osobiście, to właśnie pozycja o Maryi, słynna Służebnica Pańska. Hans Urs von Balthasar twierdził, że kto chce poznać duchowość mistyczki, musi zacząć lekturę właśnie od Służebnicy.
Słusznie mówi się o Adrienne, że jest jednym z najgłębszych mistyków XX w. I na tym stwierdzeniu poprzestańmy, inaczej wkroczymy w gęstwinę jej myśli teologicznej, która – jak każde przedzieranie się przez gęstwinę lasu – odbiera nam na chwilę słońce i jego światło, ogranicza widoki i męczy. Nasze zadanie jest tu inne niż wykład teologii. Rzućmy więc tylko kilka mistycznych haseł, których von Speyr używała w kontekście swych Maryjnych objawień. Matka Najświętsza jest „ślubną obrączką, którą Ojciec daje Synowi na znak, że dzieło zbawienia zakończy się pomyślnie”. Mówiła też, że „Matka Pana jest Kościołem”, a „Kościół, od pierwszej chwili swego istnienia był Maryją”. W ten sposób Oblubienica Boga, którą jest Maryja, staje się Kościołem, a że Kościół to my, więc na każdym z nas odciśnięta jest pieczęć wybrania Maryi. Każdy z nas otrzymuje od Boga imię jedynego umiłowanego, jedynej umiłowanej. W takiej oblubieńczej perspektywie nasze życie nabiera zupełnie nowego wymiaru. Wystarczy przypomnieć sobie słowa Adrienne: „Cokolwiek Bóg uczynił dla swej Matki, uczynił to myśląc o Kościele”. Ile godności Bożej jest w nas! Ile łask, darów, charyzmatów! I… jest też miecz boleści, i współcierpienie z Synem. Bo przecież Kościół to my.
Maryja objawiła też Adrienne, że modlitwa była Jej częścią natury i wyrazem Jej ukierunkowania na Boga. Było tak od zawsze, już w okresie, gdy jeszcze nie umiała modlić się słowami, nawet nim poznała Boga swoim rozumem. Na wszystko patrzyła w blasku Boga, wszystko mówiło Jej o Bogu, a każda Jej myśl, każde drgnienie serca było dla Boga.
Stąd życie Maryi było we wszystkim wędrówką ku Bogu. Matka Najświętsza szła ku Niemu krok po kroku, a każdy z nich był nieomylny. Nie było w Jej życiu tego, co doświadcza niemal każdy z nas – konieczności radykalnej reorientacji, nawrócenia, dokonywania korekty drogi. Ona szła ze wzrokiem cały czas utkwionym w niebo.
„PIĘKNIE JEST UMIERAĆ”
Kiedy umierała we wrześniu 1967 r., z jej ust padły słowa, które odwołują się do pierwszego objawienia Matki Bożej. W 1917 r. jej udziałem stało się tak wspaniałe spotkanie z Matką Najświętszą, że pisała: „Nie widziałam nigdy nic piękniejszego”. W dniu śmierci wołała: „Jak pięknie jest umierać!”. Może nasze interpretacje posuniemy za daleko, ale czyż początek jej drogi nie nakłada się jakoś na jej kres? W teologii istnieje pojęcie końca, który nakłada się na początek, jak choćby Wniebowzięcie na Niepokalane Poczęcie. A my mamy prawo do przekonania, że prawie codzienne spotkania z Matką Najświętszą miały swoje epigeum w objawieniu się Maryi w ostatnim dniu życia Adrienne. Tego dnia ukazała się Jej Maryja – najpiękniejsza i najbardziej godna miłości i utożsamiła się ze… śmiercią. Tak więc w mistyce chrześcijańskiej śmierć ma czasem twarz Matki Najświętszej. To Ona przychodzi po umierającego, wyciąga ku niemu rękę i prowadzi na Sąd. Być może w tym ostatnim spotkaniu mamy ostatnią szansę na wybranie Boga. Kto chwyta wyciągniętą dłoń Matki Chrystusa, ten dokonuje ostatniego, w pełni świadomego wyboru Dobra, Piękna i Życia. Kto tę dłoń odrzuca, odrzuca niebo.
Maryja wyciąga ręce. Czy przestaniemy się w takiej chwili lękać śmierci i dobrowolnie podamy Matce Bożej swą dłoń, by przejść z Nią przez próg śmierci? Tak było w dniu ostatnim Adrienne von Speyr.
DZIEŁO JESZCZE NIEROZPOZNANE
W rok po śmierci wizjonerki Hans Urs von Balthasar napisał, że choć Adrienne podyktowała ponad 60 tomów (z których 37 zostało wydanych), nikt do tej pory nie potraktował jej pism poważnie. Do dziś sytuacja niewiele się zmieniła. Wydaje się to co najmniej dziwne, przecież to postać, która miała niezwykłe doświadczenia mistyczne, która wypowiadała niezwykle celne uwagi teologiczne, a przede wszystkim miała przeogromny wpływ na największego teologa XX stulecia. Balthasar mawiał, że „jej dzieła są o wiele ważniejsze niż jego” i że ich pracy „nie można rozdzielać”.
źródło: Wincenty Łaszewski ŚWIAT MARYJNYCH OBJAWIEŃ 100 spotkań z nadprzyrodzonością Duchowy przewodnik po objawieniach Matki Bożej