Basilique Notre-Dame des Victoires
Matka Boża Zwycięska
Paryż 1836
Wiemy, że w 1830 r. Matka Boża ukazała się w Paryżu, przy Rue du Bac. Świadkiem objawień uczynił Bóg Katarzynę Labouré, nowicjuszkę z klasztoru sióstr szarytek. Ale nie wiemy, że proboszczem świętej wizjonerki był w owym roku ks. Charles du Friche Desgenettes. Był jej pasterzem, co wcale nie znaczy, że znał mieszkanki domu sióstr Miłosierdzia. Te miały swojego ojca duchownego, ks. Aladela. Czy trzeba więc zapamiętać nazwisko tego paryskiego proboszcza? Otóż tak, i to nie tylko dlatego, że w czasie objawień Matki Najświętszej był on duchowym strażnikiem miejsca wybranego przez Boga. Nazwisko ks. Desgenettes’a przeszło do historii dlatego, że on sam stał się następnym świadkiem Maryjnego objawienia.
Działo się to sześć lat po objawieniu Cudownego Medalika, kiedy ks. Desgenettes pracował już w innej paryskiej parafii. Obejmowała ona uliczki otaczające kościół Notre Dame de Victoires – Matki Bożej Zwycięskiej. Świątynia miała swoją historię pisaną złotymi zgłoskami, ale… już tylko historię.
Wotywny kościół Ludwika XIII
Kościół był wotum dziękczynnym samego króla Ludwika XIII, który w 1629 r. wzniósł go jako podziękowanie za łaski otrzymane od Maryi. Król odniósł zwycięstwo nad protestantami z La Rochelle, ważnej strategicznie portowej twierdzy, którzy w trwającej wówczas wojnie francusko-angielskiej stanęli po stronie Anglii. W pokonaniu zdrajców i wrogów katolickiej wiary dopatrywał się wstawiennictwa Matki Najświętszej. Był pewien, że było to Jej zwycięstwo.
Nie znamy szczegółów tamtych wydarzeń. Nie bardzo przekonuje wiązanie imienia Maryi ze zwycięstwem nad protestanckim miastem, które poddało się po piętnastu miesiącach oblężenia, gdy trzy czwarte mieszkańców zmarło z głodu. Przekonuje co innego. Kościół Notre Dame de Victoires został ufundowany przez króla, który kilka lat później, 10 lutego 1638 r., jako pierwszy w dziejach świata poświęcił kraj Matce Najświętszej. Cokolwiek by nie mówić o Ludwiku XIII, był to pierwszy władca, który władzę nad powierzonym sobie narodem przekazał Maryi. Zresztą w tytule aktu poświęcenia mamy nie tylko Francję, ale i rodzinę króla.
Nie jesteśmy królami, ale z pewnością możemy dokonać aktu poświęcenia Maryi siebie i naszych rodzin. Więcej nawet, ponieważ i nasz kraj został zawierzony Matce Najświętszej, możemy jako Polacy osobiście odnowić śluby króla Jana Kazimierza i raz jeszcze oddać naszą ojczyznę pod najlepsze rządy – pod panowanie Maryi. Możemy to uczynić, bo w ślad za Francją poszły niebawem inne kraje: jako pierwsze Portugalia (1646) i Polska (1656)
Świątynia zbezczeszczona i obumarła
Wotywny kościół był niewielki, ale niebawem (1656) rozbudowano go. Przez półtora wieku parafianie tego kościoła słynęli z wielkiego nabożeństwa do Matki Bożej. Z chwilą wybuchu Rewolucji Francuskiej budynek poświęcony czci Maryjnej zamienił się w „jaskinię zbójców”. Po rewolucji był używany przez sektę schizmatyczną, a potem zamieniono go na budynek giełdy. Najpierw oddawano w nim cześć fałszywemu bogu, a potem bożkowi Mamonie! Ludzie, którzy chcieli w ten sposób jak najbardziej brutalnie zbezcześcić świątynię Tej, która jest Berłem Ortodoksji i która jest – jak pięknie mówi nasz język ojczysty – „u-Boga”, rzeczywiście zdołali uczynić wiele zła…
W 1809 r. kościół został ponownie oddany w posiadanie Maryi. Ale Jej czciciele nie mieszkali już w pobliskich uliczkach. Prześladowani przez rewolucję albo oddali życie za swą wiarę, albo zostali skazani na tułaczkę, albo ulegli terrorowi jakobinów i wyparli się swej miłości do Chrystusa i Matki Najświętszej. Parafian Matki Bożej Zwycięskiej było w 1809 r. niewielu.
Jeszcze mniej było ich w roku, kiedy urząd proboszcza Notre Dame de Victoires obejmował ks. Desgenettes. Ze zdumieniem i przerażeniem patrzył on na pusty kościół. Zaledwie kilku ludzi chodziło na Mszę św. niedzielną, tylko garstka przystępowała do sakramentów. Nowy proboszcz uznał, że musi to zmienić.
Interweniuje niebo
To był prawdziwy apostoł. Spróbował każdego sposobu, by zachęcić parafian do powrotu do wiary. Zewsząd spotykała go jednak tylko obojętność i nienawiść. Ks. Desgenettes walczył rok, drugi, trzeci. Bezskutecznie. W czwartym roku zaczęło ogarniać go zniechęcenie. Zaczął oskarżać się o to, że jest nic nie wart. Pomyślał, że chyba nie nadaje się do tej pracy, że może inny kapłan zdoła nawrócić oporną parafię. W końcu uznał, że jego obowiązkiem jest złożyć biskupowi rezygnację i poprosić o przeniesienie.
Nadeszła niedziela, 3 grudnia 1836 r. Znowu ks. Desgenettes odprawiał Mszę św. w niemal pustej świątyni. Ogarnęło go zniechęcenie tak przemożne, że wydawało się sięgać otchłani piekła. Kapłan nie umiał skupić się na wypowiadanych słowach. Kiedy doszedł do Modlitwy Eucharystycznej, zaczął rozpaczliwie płakać. Był zmuszony przerwać liturgię, by błagać o pomoc niebo.
W tym samym momencie usłyszał głos. Był wyraźny, brzmiał uroczyście. „Poświęć swoją parafię Najświętszemu i Niepokalanemu Sercu Maryi”. Natychmiast ustąpiły rozproszenia i rozpacz. Ogarnął go głęboki pokój.
Gdy ks. Desgenettes wrócił do zakrystii, wciąż jeszcze zastanawiał się, czy rzeczywiście słyszał te słowa. Uznawszy ostatecznie, że był to owoc jego zmęczonego umysłu, ukląkł do modlitwy dziękczynnej. Zaczęło powracać zniechęcenie . Wtedy ponownie usłyszał te same słowa: „Poświęć swoją parafię Najświętszemu i Niepokalanemu Sercu Maryi”.
Hojna odpowiedź człowieka
Jak byśmy zareagowali? Wyobraźmy sobie, że jesteśmy w sytuacji tego kapłana. Zapewne z większym lub mniejszym przekonaniem uznalibyśmy, że chyba rzeczywiście dostąpiliśmy łaski usłyszenia głosu z nieba. Większość z nas potraktowałaby niebieskie polecenie dosłownie i wiernie wypełniła to, do czego wzywała Matka Najświętsza. Gdybyśmy byli kapłanami, najgorliwsi z nas w następną niedzielę dokonaliby uroczystego poświęcenia parafii Niepokalanemu Sercu Maryi. Uczestniczyłoby w tym akcie kilkanaście osób, ale życzenie Matki Bożej zostałoby spełnione. Co działoby się potem? Może ludzie zaczęliby powoli wracać do kościoła? Może ustąpiłoby nasze zwątpienie i pracowalibyśmy dalej, pomni na słowa pewnego świętego, że „nie liczą się owoce, lecz praca”.
Chyba tylko tyle. Zresztą śmiem przypuszczać, że podobne życzenie usłyszało w historii wielu proboszczów. Nic o tym nie wiemy, bo albo owi kapłani nie dowierzali, że odzywa się do nich niebo (bardzo częsty błąd związany z brakiem umiejętności rozeznawania duchów), albo potraktowali życzenie Maryi dosłownie. Rezultaty były również dosłowne…
Ale nie w przypadku ks. Desgenettes’a. Tu owoce były niezwykłe, zdumiewające, przerastające ludzkie oczekiwania! Bo i reakcja proboszcza była niezwykła.
Ksiądz Charles Desgenettes uwierzył, że przemówiło do niego niebo. Nim zapadł wieczór, spod jego pióra wyszły statuty Bractwa Niepokalanego Serca Maryi od nawrócenia grzeszników. „Członkowie są wezwani do codziennego ofiarowywania Bogu wszystkich dobrych uczynków i czynienia tego w zjednoczeniu z Najświętszym Sercem Maryi, by wyjednać nawrócenie grzeszników”.
Nim minął tydzień, paryski proboszcz uzyskał u biskupa zatwierdzenie ułożonej reguły.
Ktoś słusznie zapyta: Co ma bractwo do poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi? Otóż ma. Ks. Desgenettes uznał, że jeśli Matka Boża prosi o akt poświęcenia, to trzeba nie tylko wypełnić Jej prośbę, ale i dać Jej coś więcej. Tym bardziej że poświęcenie nie może „być jednorazowe”, że „trzeba je ustawicznie odnawiać” (Jan Paweł II) i na co dzień nim żyć. To właśnie miało w swej regule założone przez niego bractwo maryjne.
Dać coś więcej, niż domaga się Matka. Oto reguła, która gwarantuje cuda.
Uderzona struna
Minął pierwszy tydzień. Reguła była ułożona i zatwierdzona przez Kościół. Można było rozpocząć dzieło. Poprzedził je tydzień wielkiej modlitwy i w niedzielę ks. Desgenettes, stając przed dziesięcioma wiernymi, był już w zupełnie innym nastroju. Ustąpiły rozterki, w sercu zamieszkał pokój. Nie on dokona nawrócenia parafii. Zresztą próbował dokonać tego przez cztery długie lata – bezskutecznie. Teraz rozumiał swój błąd. To nie on ma działać, lecz Bóg. On, proboszcz Desgenettes, ma tylko dać Mu miejsce…
I ks. Desgenettes ogłasza podczas Mszy św., że wieczorem zostaną odprawione nieszpory ku czci Matce Bożej, a po nich przedstawi szczegóły idei Bractwa Najświętszej Maryi Panny, które powstaje w jego parafii.
Kiedy kapłan wszedł wieczorem do kościoła, ujrzał cud. Świątynia była pełna! Przybyło ponad czterystu parafian! A gdy zaczęło działać bractwo, do Notre Dame de Victoires poczęły ściągać tłumy. Najpierw z Paryża, potem z Francji, następnie z całego świata. Wkrótce tysiące tablic wotywnych pokryły ściany kościoła. Dziś jest ich blisko 100 tysięcy. Mówią przede wszystkim o ludzkiej wdzięczności za łaski uzdrowienia i przezwyciężenia nałogów.
Bractwo po dwóch latach zostało podniesione przez Grzegorza XVI do rangi arcybractwa. W 1876 r. liczyło już 20 milionów członków. Szerzyło ideę uciekania się do Boga za wstawiennictwem Niepokalanego Serca Maryi i poświęcenia się temu Sercu. Niektórzy twierdzą, że to właśnie ten ruch, wsparty rosnącą popularnością Cudownego Medalika, stworzył we Francji podwaliny dla kolejnych objawień Maryjnych: w La Salette, w Lourdes, w Pontmain, w Pellevoisin. Ich zdaniem objawienia te należy widzieć w kontekście wielkiej odnowy duchowej zapoczątkowanej przez Bractwo Matki Bożej Zwycięskiej.
Czyżby pojawiła się w tym miejscu godna uwagi prawidłowość? Czyżby Matka Najświętsza zstępowała na ziemię przede wszystkim tam, gdzie ludzie przygotowali Jej miejsce w swoich sercach, więcej, w strukturach narodu? XIX-wieczna Francja wydaje się być tego przykładem.
W Polsce mamy kilka objawień Maryjnych: Licheń, Gietrzwałd, objawienie się Maryi św. Maksymilianowi Kolbe i św. Faustynie Kowalskiej, Siekierki. Można być niemal pewnym, że gdy doprowadzimy do duchowej odnowy polskiego narodu, Matka Najświętsza nie tylko da odczuć swą obecność w ludzkich duszach, ale też objawi się w swej pokornej chwale w sposób widzialny dla wybranych przedstawicieli naszego ludu! Wierzę w to mocno i sądzę, że takie objawienie będące ukoronowaniem naszej drogi „przez Maryję do Jezusa” jest nagrodą, dla której warto podjąć wielką odnowę polskich serc: ożywienie wiary ze szczególnym wyakcentowaniem pobożności maryjnej.
Żywa figura Niepokalanej
Matka Boża objawiła się w Notre Dame de Victoires jeszcze raz. Tym razem nie za pośrednictwem wewnętrznego głosu, lecz za pomocą swej figury Niepokalanego Serca. Było to w 1855 r., kiedy w słynnym już sanktuarium odprawiono uroczystą oktawę dziękczynną za ogłoszenie dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Pod koniec oktawy figura zaczęła się wyraźnie poruszać. Ten cud odnotowano przynajmniej dwukrotnie, zaś papież Pius IX dostrzegł w tym znak aprobaty nieba dla ogłoszonej przez siebie dogmatycznej prawdy i rok później polecił uroczyście ukoronować figurę.
Podwójna puenta
Historia tego nietypowego (co do formy i co do owoców) objawienia ma dwa zakończenia. Pierwsze to słowa Matki Bożej z objawienia w Pellevoisin w 1876 r. Uzdrowiona cudownie wizjonerka, Estelle Faguette, w rozmowie z Matką Najświętszą ujrzała dużą marmurową płytę wotywną. Było to wotum, jakie miała ofiarować Maryi jako podziękowanie za otrzymane łaski. Zapytała: „Moja ukochana Matko! Gdzie mam ją umieścić: w Notre Dame des Victoires w Paryżu czy w Pellevoi…?” Maryja nie pozwoliła jej dokończyć. Przerywa pannie Estelle w pół słowa i mówi: „W paryskiej Notre Dame jest bardzo wiele znaków mojej mocy, podczas gdy w Pellevoisin nie ma ani jednego. Ludzie potrzebują świeżej zachęty”.
Czyżby Matka Najświętsza odwróciła się od Notre Dame de Victoires z powodu duchowego upadku tego sanktuarium? Chodzi raczej o rutynę, która dopadła tamtejszych pielgrzymów… Bo kto przybywał tam ze świętymi pragnieniami i miłością do Matki Bożej, dla tego Notre Dame de Victoires pozostało tym samym miejscem, co za czasów gorliwego apostoła Matki Bożej, ks. Desgennette’a. Wystarczy przytoczyć przykład jednego prawdziwego pielgrzyma. Z nim wiąże się nasza druga, optymistyczna puenta.
Wsłuchajmy się w świadectwo św. Teresy od Dzieciątka Jezus, która odwiedziła to miejsce 4 listopada 1887 r. Przeczytajmy odnośny fragment jej wspomnień: „Przybywszy do Paryża zaczęliśmy wspólnie z ojcem zwiedzać miasto. Dla mnie najważniejszym miejscem do zwiedzania był Kościół Matki Bożej Zwycięskiej”.
Przerwijmy lekturę Dziejów duszy, by wyjaśnić, dlaczego św. Teresa chciała wejść w progi kościoła Notre Dame de Victoires. Kiedy była bardzo poważnie chora, złożyła swe życie w ofierze Matce Najświętszej, której figura stała w rogu jej pokoju na małym filarze. Była to niewielka i trochę niezgrabna figurka Matki Bożej Zwycięskiej. To ona uzdrowiła przyszłą świętą.
„Nie potrafię wypowiedzieć, co czułam w tym sanktuarium. Łaski, które tam otrzymałam, przypominały łaski udzielone mi podczas Pierwszej Komunii św. Napełniona zostałam pokojem i radością. Tu właśnie Najświętsza Maryja Panna powiedziała mi wyraźnie, że to Ona mnie wyleczyła. Z jaką żarliwością błagałam Ją, aby mnie przyjęła i spełniła moje życzenia, by otoczyła mnie rąbkiem swego dziewiczego płaszcza. Błagałam Ją, aby odsunęła ode mnie wszelkie okazje do grzechu”.
Kto zna życie Małej Tereski, ten wie, co wydarzyło się w dniu jej pierwszego spotkania z Jezusem Eucharystycznym. Zna też jej wielkie, a równocześnie nierealne pragnienie. Wie, że pod koniec życia mogła napisać, iż dzięki łasce Bożej nigdy nie popełniła najmniejszego grzechu. Tak, w jej życiu Matka Boża była Zwycięska.
źródło: Wincenty Łaszewski ŚWIAT MARYJNYCH OBJAWIEŃ 100 spotkań z nadprzyrodzonością Duchowy przewodnik po objawieniach Matki Bożej
Media
Oficjalny kanał Bazyliki na YouTube: https://www.youtube.com/channel/UC50XuXK6qEfZWgk05l2UslQ/featured