MATKA
Garabandal, 1961
Garabandal to maleńka osada w północnej Hiszpanii, w Kantabrii; w 1961 roku liczyła zaledwie 300 mieszkańców. Nie było tam ani lekarza ani księdza. To kolejny punkt na mapie, na który nikt nie zwrócił uwagi. Aż nagle, latem 1961 roku dostrzegła ją nadprzyrodzoność. Wielu stawia do dziś pytanie, czy San Sebastian de Garabandal było narzędziem nieba czy piekła…
Uczyńmy założenie, że mamy do czynienia z interwencją z nieba, że ukazujący się tam Michał Archanioł jest Michałem Archaniołem, a Najświętsza Maryja Panna to Matka Jezusa. Oby okazało się tak rzeczywiście!
Był wieczór, 18 czerwca 1961 roku. Cztery dziewczynki bawiły się na drodze poza miastem. To Conchita Gonzalez, Maria Dolores (zwana Mari-loli) Mazon, Jacinta Gonzalez i Maria Cruz Gonzalez. Jak widać niektóre nosiły to samo nazwisko, nie znaczy to jednak, że były krewnymi. Najmłodsza, Maria Cruz, miała 11 lat, pozostałe były rok starsze. Kronikarze objawień dodają w tym miejscu, że wszystkie pochodziły z ubogich rodzin. Niepotrzebnie. Cała wioska była bardzo uboga.
Tamtego wieczoru dzieci usłyszały nagle dziwny dźwięk, podobny do grzmotu. W tej samej chwili ujrzały przed sobą świetlistą figurę anioła. To było pierwsze z wielu spotkań, które miały miejsce w następnych dniach.
Był to szczególny anioł, ważny anioł. Przedstawił się dzieciom jako Archanioł Michał – ten sam, któremu Bóg zlecił misję zwiastowania Maryi, Matce Jezusa i Zachariaszowi, ojcu Jana Chrzciciela. Teraz przyszedł na ziemię, by ogłosić dzieciom, że w niedzielę 2 lipca ujrzą Matkę Najświętszą.
Czyżby objawienia w Garabandal były wyjątkowo ważne w niebieskich planach, skoro ogłasza je sam Michał Archanioł?
Piękna Madonna
Wieść o dziwnych spotkaniach z aniołem i zapowiedź objawienia się Matki Najświętszej szybko obiegła okolice. W dniu 2 lipca do Garabandal ściągnął tłum; byli wśród nich ludzie wszystkich stanów i zawodów, także lekarze i kapłani – specjaliści od tego typu wydarzeń. Razem z wizjonerkami czekali o szóstej wieczorem na tym samym miejscu, w którym dzieci widywały anioła. Nieoczekiwanie rzeczywiście musiało nastąpić coś szczególnego, choć nikt z tłumu nic nie dostrzegł: cztery dziewczynki wpadły w tym samym momencie w ekstazę. Zobaczyły Maryję, które towarzyszyli aniołowie; był wśród nich św. Michał.
Oddajmy głos dzieciom zachwyconym widokiem Najświętszej Panienki. Niech nie odstrasza nas ich prosty język:
„[Maryja] była ubrana w białą suknię, niebieski płaszcz, na głowie miała koronę ze złotych gwiazd. Dłonie miała smukłe. Na prawym ramieniu był widoczny brązowy szkaplerz; chyba że trzymała na nim Dzieciątko Jezus. Miała ciemne, orzechowe włosy podzielone przez środek, pociągłą twarz, piękny nos. Miała śliczne usta, ale stosunkowo cienkie. Wyglądała na osiemnaście lat. Była raczej wysoka. Nikt nie ma głosu jak Ona. Żadna kobieta nie jest do Niej podobna ani w głosie, ani w wyglądzie, ani w niczym innym”.
Pierwszy ważny znak. Szkaplerz?
Mówi się powszechnie, że Maryja ukazała się dzieciom jako Matka Boża Karmelitańska. Tymczasem można podnieść kilka poważnych zastrzeżeń dla takiej interpretacji. Po pierwsze, szkaplerz nosi się na szyi, a nie w rękawie! Zwolennicy koncepcji szkaplerznej powiedzą natychmiast, że Matka Najświętsza ma go na dłoni, ponieważ chce go nam przekazać. Ale Maryja go w Garabandal nikomu nie przekazuje, nigdy o nim nie mówi, a jedynie sama nosi.
Drugi zarzut dotyczy wyglądu szkaplerza z Garabanadal. Przecież karmelitański szkaplerz wygląda inaczej! Ten sam jest tylko brązowy kolor…
Można dopowiedzieć, że „brązowy szkaplerz” to pojęcie powtarzane za wizjonerkami opisującymi wygląd ukazującej im się Matki Bożej. Czy jednak te dwunastolatki z małej wioski powinny być dla nas wyrocznią? Nie, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, z pewnością nie miały wystarczającej teologicznej i liturgicznej wiedzy. Po drugie (i to przede wszystkim trzeba podnieść jako argument) Kościół naucza, że wizjonerzy są odbiorcami orędzia, ale nie jego interpretatorami. Tymczasem nazwanie brązowego materiału z krzyżem, jaki czwórka dzieci widziała na prawej dłoni Matki Bożej można już uznać za interpretację znaku, który wcale nie jest tak oczywisty, jak wydaje się dzieciom z Garabanadal.
Jeśli rzeczywiście byłby to szkaplerz, byłby to tzw. Brązowy Szkaplerz Krzyżowców, który nosili chrześcijańscy krzyżowcy jako duchową broń w walce z nieprzyjacielem. Tylko, że nie może to być szkaplerz karmelitański, bowiem ten został objawiony (i ofiarowany) św. Szymonowi Stockowi już po zakończeniu krucjat. Jeśli Maryja chciała ukazać nam szkaplerz z epoki krucjat, jego znak jest dla nas oczywisty: przed nami rozstrzygająca walka z niewiernymi, trudna obrona wartości chrześcijańskich, wielki wysiłek, by ocalić to, co dla nas święte. Więcej: ta walka będzie zwycięska nie dzięki ostrzom miecza, ale dzięki sile ducha.
Znak ten staje się jeszcze bardziej zrozumiały, kiedy usłyszymy, że na jednej stronie „szkaplerza” znajduje się krzyż, a na drugim góra. Tak, tylko dzięki potędze krzyża jesteśmy w stanie wspiąć się na stromy szczyt, gdzie czeka nas zwycięstwo, gdzie nastąpi spotkanie ziemi z niebem. A potem? Ciąg dalszy znamy chociażby z Fatimy: na świecie zacznie się czas Bożego pokoju.
A może to wcale nie jest szkaplerz, lecz manipularz, czyli naręcznik – element szat liturgicznych noszonych przez kapłana w rycie trydenckim? Co ciekawe, obowiązywał on jeszcze na początku objawień, bo Sobór Watykański II, który zreformował liturgię rozpoczął się w 19@ roku, a odpowiednie dokumenty dotyczące liturgii mszalnej powstały @ później. Znak powinien być więc czytelny!
Czym jest manipularz? To niewielki, ozdobny kawałek materiału przypominającego stułę, noszony przez kapłana na przedramieniu. Symbolizuje ciężką pracę (pierwotnie był chustą do ocierania potu), która czeka każdego, który pracuje dla Chrystusa.
Jeśli przyjąć prawdziwość drugiego sposobu odczytania znaku, Garabandal zapowiada ciężką pracę, jaką w najbliższym czasie (nakreślonym przez krąg oddziaływania objawienia) będą musili wykonać chrześcijanie, by obronić wiarę i nawrócić świat. Zaś o zwycięstwo zadecyduje moc Eucharystii. Skąd o tym wiemy? Manipular zbyła zakłądany do pdprawiania mszy świętej.
A że Maryja nie jest kapłanem, nosi go nie na lewej, ale prawej ręce…
Cóż, obie interpretacje znaku ukazanego przez Matkę Najświętszą spotykają się w tym, co istotne…
Rozmowa dzieci z Matką
Zaczęła się rozmowa. Dziewczynki wspominają: „Opowiadaliśmy Jej o naszych zajęciach, jak chodzimy na łąki… (…) a Ona się uśmiechała słysząc te drobiazgi, o jakich Jej mówiliśmy”. Maryja pokazała im, jak mają się zachować wobec Niej: „Jak dzieci, które rozmawiają ze swoją matką i mówią im wszystko… Jak dzieci, które cieszą się, gdy ją widzą po dłuższej chwili niewidzenia”.
Oto pierwsze przesłanie. Mówi o bliskiej relacji człowieka z Maryją, która wcale nie jest odległa, inna, obca. Ona ma być na bliska, codzienna. Garabandal tłumaczy, że podczas modlitw mamy opowiadać Matce Najświętszej „wszystkie nasze dzienne sprawy”. Niewłaściwa jest postawa racjonalistów, którzy twierdzą, że skoro Bóg (i ci, którzy trwają w doskonałym z Nim zjednoczeniu, a więc przede wszystkim Maryja) wie wszystko, nie ma sensu i potrzeby o tym mówić.
Z jakiegoś powodu jest to potrzebne. Buduje bowiem więzy bliskości, zaufania, przede wszystkim zaś – miłości.
Dwa tysiące spotkań
Objawienia w Garabandal są wyjątkowo liczne. Są właśnie jakby „codzienne”. By powstała wspomniana przed chwilą więź? Być może dlatego było ich ponad dwa tysiące. I dlatego nie były też schematyczne. Czasem Najświętszą Maryję Pannę widziały wszystkie cztery dziewczynki, czasem trzy lub dwie. Maryja ukazywała im się w różnych miejscach i o rozmaitych porach: bywało że nawet nocą lub bardzo wcześnie rano…
Kiedy dzieciom ukazywała się im Matka Najświętsza, te padały na kolana, uderzając z hałasem gołymi kolanami o kamienie; a jednak nie miały na ciele żadnych obrażeń! Ich twarze zmieniały się – stawały się niewypowiedzialne piękne, mistyczne. Oczy miały szeroko otwarte, pełne radości. Były całkowicie pochłonięte spotkaniem z Maryją: nic nie istniało poza nią i nimi. Nie reagowały na światło, ogień, uderzenia; nic nie było w stanie ich rozproszyć.
Objawienia, które ze strony wizjonerek miały charakter ekstazy trwały od kilku minut do wielu godzin. Cały ten czas dziewczynki potrafiły trwać bez ruchu, w głębokim pokoju i radości.
Całowanie
W tym momencie zaczynają się objawieniowe kontrowersje, które dla wielu wzbudziły podejrzenia co do pochodzenia niezwykłych wizji. Bo przecież Bóg nie posługuje się radykalnymi sposobami, nie wykracza poza pewną przyzwoitość objawień. A w Garabandal ta granica została wielokrotnie przekroczona. Na przykład przez tzw. całowanie.
Wielu ludzi podawało dzieciom najróżniejsze przedmioty, by Matka Boża je ucałowała. Były wśród nich biblie, różańce, szkaplerze, medaliki, krzyże, szkaplerze i ślubne obrączki. Zanurzone w ekstazę dzieci podnosiły je ku Maryi, a Ona składała na nich pocałunek, po czym nieomylnie wskazywała, komu należy oddać dany przedmiot. Nawet jeśli, ktoś inny niż właściciel podawał go dzieciom!
Przedmioty „ucałowane” przez Matkę Najświętszą były źródłem licznych łask. Czasem wydzielały zapach podobny do różanego. Conchita Gonzalez napisała: „Matka Najświętsza powiedziała, że Jezus będzie dokonywał cudów przez ucałowane przez Nią przedmioty. Ci, którzy będą nosić je z wiarą i ufnością, będą cierpieć czyściec już tu, na ziemi”.
Kolejna ciekawa uwaga z Garabandal: przeżycie czyśćca na ziemi jest łaską, a nie przekleństwem! Czyżby rację mieli święci, widzący w stanie czyśćcowym czasowe piekło? Czyżby wojny, cierpienia, głód zapowiadane w tylu objawieniach kryły w sobie „wymiar błogosławiony”, skracają bowiem męki czyśćcowe albo nawet chronią przed potępieniem wiecznym?
I czy nie dlatego Maryja w wielu objawieniach powtarza, że nikt nie dostanie się do nieba w inny sposób, jak przez cierpienie? Inaczej dostanie się do czyśćca, gdzie będzie cierpiał…
Wędrówki
Innym dziwnym elementem objawień w Garabandal są „wędrówki”.
Oto bowiem niebawem zaczęły się dziwne wędrówki wizjonerów. Dziewczynki nie miały objawień w jednym miejscu, ale chodziły w ekstazie po całej wiosce: prowadzone przez Wizję wchodziły i schodziły po schodach, wstępowały do domów i wychodziły z nich, omijały przeszkody. Bywało, że pędziły co sił w nogach, czasem nawet do tyłu. Wydawało się, że ich ciała nie podlegają prawu grawitacji. Kiedy w czasie biegu gubiły powierzone im do pocałowania przedmioty, Matka Boża mówiła im później, gdzie je odnaleźć.
Cud z hostią
Wszystko to dziwne, ale nie najdziwniejsze. Najbardziej kontrowersyjny wydaje się cud z hostią.
W górze, nad wioską rosła grupa dziewięciu sosen. Tam właśnie zdarzył się pierwszy taki „cud”. „Pewnego dnia – opowiadały dziewczynki – przy «sosnach» ukazał się nam anioł ze złotym kielichem. Polecił nam odmówić Confiteor [Wierzę w Boga] i udzielił nam Komunii świętej”. Tajemnicza Komunia święta pojawiała się na ustach wizjonerek wielokrotnie, a filmy i fotografie robione w jasnym świetle rzeczywiście pokazują na językach dzieci biały opłatek!
W dniu 2 maja 1962 roku anioł zapowiedział Conchicie , że niebawem Bóg dokona cudu po to, aby ludzie uwierzyli w objawienia: w momencie udzielenia Komunii ludzie ujrzą na jej języku świętą Hostię. Rzeczywiście, nocą 18 czerwca Conchita, cały czas otoczona tłumem, wpadła w ekstazę i wyszła z domu na ulicę. Nie uszła daleko, gdy padła na kolana. Otworzyła usta i wysunęła język, na którym za chwilę ukazała biała hostia. To niezwykłe wydarzenie zarejestrowały kamery i sprzęt fotograficzny. Biznesmen z Barcelony, Don Alejandro Damians, który stal tuż przy Conchicie i filmował całą scenę, napisał sprawozdanie dla biskupa z Santander i dołączył kopię filmu.
Cud Hostii jest potwierdzeniem prawdziwości objawień w Garabandal. Pozostaje jedynie pytanie o ich nadprzyrodzonego autora. Bo czy Bóg posunął się aż tak dalece w dawaniu dziwnych znaków?
Ale miało jeszcze nadejść coś większego.
Wielki cud
Conchita Gonzalez wyraziła się jasno: Matka Najświętsza obiecała w Garabandal wielki cud, który sprawi, że ludzie uwierzą w Jej objawienia i wypełnią Jej prośby. „Ponieważ kara, na którą zasługujemy będzie wielka, cud również musi być wielki, bo takiego właśnie świat potrzebuje”.
Conchita mówi o zapowiedzianym przez Maryję cudzie: „Powiem wam wszystko, co mogę, co Najświętsza Dziewica mi powiedziała. Powiedziała, że Bóg zamierza dokonać wielkiego Cudu. Nie będzie co do niego żadnych wątpliwości; będzie to Cud pochodzący bezpośrednio od Boga. Nie będzie w nim żadnego ludzkiego działania. Nadejdzie taki dzień. Matka Najświętsza powiedziała mi dzień, miesiąc i rok. Znam więc dokładną datę… Przyjdzie niedługo. Nie mogę powiedzieć nic więcej, dopiero na osiem dni przed tą datą. (…) Cud będzie cudem miłości Bożej, czymś, co udowodni i objawi Jego miłość w sposób niezwykły.”
Wiadomo niewiele. Ma się on wydarzyć w czwartek, we wspomnienie świętego związanego z Eucharystią, o 20.30 i będzie trwać kwadrans. Zbiegnie się z jakimś wielkim wydarzeniem w Kościele. Chorzy, którzy tego dnia przybędą do Garabandal, odzyskają zdrowie, a niewierzący otrzymają łaskę nawrócenia. Przy „sosnach” pojawi się trwały znak będący dowodem miłości Maryi. „Będzie można go zobaczyć, sfotografować, sfilmować, ale nie da się go dotknąć. Będzie oczywiste, że nie pochodzi on z tego świata, że jest od Boga” – mówi wizjonerka.
Conchita ma ogłosić datę na osiem dni przed cudem, który będzie ostatnią okazją daną przez Boga i ostatnim wysiłkiem Najświętszej Maryi Panny, by ocalić świat przed grożącą mu karą.
Ostrzeżenie
Co takiego usłyszała ludzkość w Garabandal? Matka Najświętsza zapowiedziała, że nadchodzi czas, kiedy świat otrzyma Ostrzeżenie i zobaczy Cud. A potem zacznie się czas Oczyszczenia.
Przywołajmy słowa Conchity:
„Najważniejsza rzecz, jaka wiąże się z Ostrzeżeniem to ta, że każdy człowiek, każdy na całym świecie, ujrzy znak. Będzie to łaska albo kara, którą zobaczy w sobie samym. Innymi słowy, zobaczy Ostrzeżenie. Ludzie znajdą się sami na całym świecie – nieważne gdzie będą w danej chwili – sami ze swym sumieniem, sami przed Bogiem. Zobaczą swoje grzechy i ich skutki.
Wolelibyśmy umrzeć niż doświadczyć tego Ostrzeżenia. Ci, którzy nie popadną w rozpacz, otrzymają wiele dobra, które pomoże im w uświęceniu.
To będzie straszliwe uczucie. Będziecie doświadczać terroru, ale bez bólu fizycznego.
Nie wiem, ile to będzie trwało. Ale każdy będzie to odczuwał inaczej. Ostrzeżenie będzie bardzo osobiste. Stąd będziemy różnie na nie reagować…
To Ostrzeżenie, podobnie jak Oczyszczenie będzie budziło wielki lęk, tak wśród ludzi dobrych jak złych. Dobrych przybliży jeszcze bardziej do Boga, a złych ostrzeże, iż zbliża się koniec czasu i że to już ostatnie ostrzeżenia. (…) Ostrzeżenie przyjdzie bezpośrednio od Boga i będzie widoczne na całym świecie i z każdego miejsca, gdziekolwiek znajdą się ludzie. To będzie jak objawienie naszych grzechów, będzie widziane i odczute przez każdego. (…) Ma się ono pojawić na niebie i nikt nie będzie w stanie mu przeszkodzić. Będziemy woleli umrzeć niż przejść przez Ostrzeżenie. Ono nas nie zabije. To będzie «korekta» naszych sumień. Wzbudzi w nas wielki strach i każe nam zastanowić się nad konsekwencjami naszych grzechów. To będzie jak ostrzeżenie przed nadchodzącą karą.”
Matka Boża powiedziała Jacincie Gonzalez, że „Ostrzeżenie nadejdzie, kiedy warunki będą najgorsze”. Z kolei Mari-Loli zna rok, w którym to się stanie. Powiedziała tylko, że „Cud nastąpi w ciągu roku od Ostrzeżenia”.
Kara
Ostrzeżenie, cud, Oczyszczenie. Taki wydaje się być schemat przyszłości zapowiadanej przez Maryję. Fragment wywiadu przeprowadzony z wizjonerką Conchitą pozwala nieco lepiej pojąć, co nas czeka i jaki jest sens Bożego działania.
– Czy dobrze rozumiem, że poza Ostrzeżeniem i Cudem [zapowiedzianymi w Garabandal], będzie również kara?
– Najświętsza Maryja Panna powiedziała, że jeśli Ostrzeżenie i Cud nas nie nawrócą, przyjdzie kara. Nie jest to jednak absolutnie pewne.
– Zarówno Ostrzeżenie jak i Cud mają służyć nam pomocą w wypełnieniu tego, do czego wzywa nas orędzie. Orędzie to jest głównym tematem objawień?
– Tak. Jezus nie chce zesłać Oczyszczenia, by nas przestraszyć, ale by pomóc nam i upomnieć, że Go nie słuchamy. (…) Widziałam to Oczyszczenie. Mogę zapewnić, że nadejdzie, że jest czymś potworniejszym niż owinięcie w płomienie, gorszym niż ogień, który masz nad sobą i pod sobą. Gdy to ujrzałam, poczułam obezwładniający strach i nie wytrzymałabym tego, gdybym nie patrzyła na Najświętszą Maryję Pannę…
„Otrzymamy to, na co zasłużyliśmy” – dodała jeszcze Conchita.
Po Cudzie przyjdzie Kara. Będzie straszliwa, będzie pochodzić od samego Boga. „Kiedy ją zobaczyłam, poczułam ogromny strach, mimo że w tym samym czasie widziałam Matkę Bożą”.
Jak wielki będzie lęk ludzi, którym nie będzie towarzyszyła obecność Matki?
Kiedy Matka Najświętsza mówiła dziewczynkom o karze, Jej twarz przepełniał smutek. Wizjonerki mówiły, że „nigdy nie widziałyśmy Jej tak poważnej. Gdy mówiła słowa: «Kielich się już napełnił», mówiła to cichym głosem”…
Kryzys Kościoła
Może kolejnym, a nawet głównym powodem zamieszania wokół objawień z Garabandal jest to, że w centrum uwagi Najświętszej Maryi Panny był kryzys Kościoła, a wizjonerki mówiły, że „wielu księży idzie drogą prowadzącą ku potępieniu, a z sobą zabierają coraz więcej dusz”. Podobno te słowa Maryi były początkowo największą przeszkodą w uznaniu tych objawień za dar z nieba.
W książce Our Lady Comes to Garabandal (Matka Najświętsza przychodzi do Garabandal) Joseph Pelletier zauważa: „Trzeba koniecznie wiedzieć, że już w pierwszych dniach objawień w 1961 roku Matka Boża zaczęła mówić do dziewcząt o kapłanach. Podkreślała konieczność modlitwy w ich intencji, by mogli być święci i przykładem swego życia prowadzić innych do świętości. (…) Conchita ogłosiła, że Matka Najświętsza zaczęła prosić o te modlitwy na samym początku objawień i mówiła o tym niemal z każdym pojawieniem się.”
Jedna z wypowiedzi wizjonerki zdaje się sugerować przyczynę kryzysu Kościoła i jednocześnie wskazywać drogę jego odbudowy. Zapytana w 1970 r. dlaczego księża odchodzą od Kościoła, odparła: „Bo nie kochają Najświętszej Maryi Panny”.
Konieczność posłuszeństwa Kościołowi
W objawieniach w Garabandal Matka Najświętsza wskazała na remedium na kryzys Kościoła. Jest nim posłuszeństwo.
W 1972 r. Conchita Gonzalez wyjaśniała: „Maryja uczyła nas być posłusznym biskupowi bardziej niż Jej samej”. Sama Matka Najświętsza dała temu przykład, okazując posłuszeństwo poleceniu biskupa. W wywiadzie przeprowadzonym z Conchitą w 1973 r. wizjonerka opowiadała:
„Na początku zwykłyśmy chodzić do kościoła. [Matka Boża często prowadziła dzieci do miejscowej świątyni, gdzie wspólnie z nimi odmawiała różaniec.] Ale wtedy ludzie przychodzili pierwsi, by być blisko nas, gdy «wyciągamy ręce» [tak zachowywały się wizjonerki podczas spotkań z Maryją]. To powodowało spore zamieszanie. Dlatego biskup polecił, byśmy więcej nie chodziły do kościoła. Od czasu, kiedy biskup powiedział, byśmy nie chodzili do kościoła, Najświętsza Maryja Panna nigdy już nas tam nie zaprowadziła.”
Dzieci, pociągnięte przykładem Maryi, uczyły się posłuszeństwa Kościołowi. Były nie tylko posłuszne biskupowi, ale także swoim rodzicom i badających je lekarzom. Ich posłuszeństwo było bezwarunkowe.
W 1965 r. – roku zakończenia objawień – Conchita napisała: „Matka Najświętsza cieszy się z tego, że staramy się szerzyć Jej orędzie. Chce tego. Ale chce też, byśmy byli posłuszni Kościołowi, w ten bowiem sposób przyniesiemy więcej chwały Bogu. Ona sprawi, że nadejdzie czas, kiedy orędzie będzie głoszone za pozwoleniem Kościoła.”
Sześć lat później wizjonerka powiedziała podobne słowa: „Zastanówcie się. Jeśli coś jest dziełem Boga, On zadba o to, by zatryumfowało w sposób najlepszy – wbrew wszelkim trudnościom. To Bóg wszystko czyni. Czasem działa przez nas, może też nas ominąć i bez nas uczynić wielkie cuda i znaki. My mamy tylko złożyć się Mu w ofierze…”
Niebo kieruje do nas apel o posłuszeństwo. Jeśli nad Kościołem czuwa moc Ducha Świętego, jeśli wciąż jest w nim nie tylko element ludzki, ale i Boski, jeśli to Bóg kieruje nim w sposób ukryty, ale konsekwentny, a On – Wszechmocny – potrafi zamieniać zło w dobro i wykorzystywać ludzkie potknięcia dla uświęcania i zbawiania swoich stworzeń, to czy rzeczywiście droga bycia posłusznym Kościołowi nie jest najpewniejszym lekarstwem na degradację człowieka – także tego, który jest częścią hierarchicznego Kościoła?
Ostatnie objawienie
W sobotę 13 listopada 1965 roku Conchita miała ostanie objawienie Matki Bożej z Garabandal. W trakcie jego trwania Matka Boża znowu chciała rozmawiać o troskach swoich dzieci: „Conchita, powiedz mi, opowiedz mi o sprawach moich dzieci. Wszystkie one są pod moim płaszczem.” Wizjonerka na to: „Jest on zbyt mały i nie ma tam miejsca dla wszystkich”. Ale Matka Najświętsza tylko się uśmiechnęła.
Pod koniec spotkania wizjonerka zawołała: „O jaka jestem szczęśliwa, kiedy Cię widzę! Dlaczego nie weźmiesz mnie już ze sobą?” Maryja odpowiedziała jej: «Pamiętasz, co powiedziałam ci w dniu twego patrona? [mówiła, że Conchita będzie wiele cierpieć]. Kiedy staniesz przed Bogiem, musisz pokazać Mu dłonie pełne dobrych uczynków, jakie spełniłaś wobec swych braci i na chwałę Bożą. Teraz twoje ręce są puste».”
Conchita kończy swoje wspomnienie: „Najświętsza Maryja Panna powiedziała mi, że Jezus nie chce zesłać kary po to, by nas unieszczęśliwić, ale by pomóc nam i upomnieć, ponieważ nie zwracamy na Niego uwagi. Zaś ostrzeżenie będzie mam posłane po to, by nas oczyścić na przyjęcie Cudu, w którym objawi On wielką miłość i byśmy wypełnili orędzie”.
Cierpliwy Joe
Częścią orędzia z Garabandal jest też niewidomy starzec Joey Lomangino.
Wszystko zaczęło się w gorący czerwcowy dzień 1947 r., kiedy siedemnastoletni Joey po powrocie ze szkoły zatoczył koło starej ciężarówki na stację benzynową w nowojorskim Brooklynie, by je napompować. „Kolana miałem na oponie – wspomina. – Sprawdzałem ciśnienie i spoglądałem na oponę.” Wtedy nastąpiła eksplozja. Obręcz wystrzeliła w górę z szybkością pocisku i uderzyła chłopca między oczy, miażdżąc dolną część czoła i uszkadzając nerwy węchu i nerwy oczne. Joey trzy tygodnie leżał w śpiączce, by 16 lipca obudzić się wśród absolutnych ciemności.
Czternaście lat później znalazł się u swego wuja we Włoszech. Ten zaproponował mu wycieczkę do odległego o 100 kilometrów San Giovanni Rotondo, gdzie mieszkał Ojciec Pio. „Joey, pojedziesz, zgoda? On jest dumą całych Włoch. Chodź, spotkasz świętego księdza” – przekonywał. O piątej rano byli w kościele, w którym Ojciec Pio odprawiał Mszę świętą. Po jej zakończeniu, Joey klęczał razem z kilkuset innymi, by otrzymać błogosławieństwo świętego stygmatyka. Kiedy Pio podszedł do Joeyego, wypowiedział głośno jego imię, dotknął jego twarzy i pobłogosławił.
Dwa lata później Lomangino znów pojawił się w San Giovanni Rotondo. Tym razem zatrzymał się tam na trzy dni. Ostatniego dnia uklęknął przy konfesjonale Ojca Pio. Kapucyn chwycił go za nadgarstek i powiedział po angielsku: „Joey, wyznaj swoje grzechy”. Gdy Lomangino milczał, święty powtórzył to samo zdanie. Wówczas Joey powiedział: „Ojcze, pobłogosław mnie, bo zgrzeszyłem…” Ale Ojciec Pio przerwał mu: „Joey, jesteś z jakiegoś powodu zły, co?”. „Nie. Ojcze, pracuję ciężko, jestem zmęczony…”. „Nie, nie, Joey, jesteś z jakiegoś powodu zły, co?”. I kapucyn zaczął wymieniać jego grzechy. „Pamiętasz noc, którą spędziłeś w barze i dziewczynę o imieniu Barbara, i grzech, jaki popełniłeś?”. Joey usłyszał po angielsku usłyszał całą listę swoich złych czynów: daty, miejsca, nazwiska… A potem Ojciec Pio zapytał: „Joey, żałujesz?” Odpowiedział: „Tak, Ojcze, tak”. „Zawołam dla Ciebie Jezusa i Maryję” – rzekł kapucyn. „Dla mnie? Zawołasz Jezusa i Maryję dla mnie?” Powiedział: „Si” i udzielił rozgrzeszenia. Wtedy coś się stało; zareagowało jego ciało, zareagowała dusza. Padre Pio dotknął jego ust raną swej dłoni: „Joey, odrobina cierpliwości, odrobina odwagi i wszystko będzie dobrze”.
Joey miał wówczas trzydzieści trzy lata.
Jego przyjaciel chciał, by obaj pojechali do Garabandal. Joey uparł się, że decyzja będzie należeć do Ojca Pio. Kiedy zapytał go: „Ojcze, czy to prawda, że w Hiszpanii Matka Najświętsza ukazuje się czterem dziewczynkom?” Tak”. „Ojcze, czy powinienem pojechać do Garabandal?”. „Tak, dlaczego by nie?”
W Garabandal usłyszał od Conchity, że Matka Boża mówiła o nim! Maryja obiecała, że Lomangino zobaczy Cud – że w dniu cudu odzyska wzrok! Powiedziała to w święto św. Józefa w 1964 r.
Joey Lomangino ma dziś osiemdziesiąt dwa lata. Czeka. Dwa lata wcześniej przeżył atak serca. Jego stan jest stabilny, ale nie wygląda na to, że dożyje stu lat. Wciąż też żyje Conchita Gonzalez, która na osiem dni przed dniem Cudu ma ogłosić jego przyjście.
Więc Ostrzeżenie, Cud i Oczyszczenie przyjdą niebawem? Jeśli święty Ojciec Pio miał rację, że objawienia w Garabandal pochodzą z nieba, to rzeczywiście wszystko za chwilę rozegra się na naszych oczach.
Od Boga czy od szatana?
Conchita Gonzalez, Mari Loli Mazon, Jacinta Gonzalez i Marie Cruz Gonzalez, były świadkami ponad dwóch tysięcy objawień. Dlaczego są tak oceniane niemal do dziś? Bowiem przez lata rozpowszechniano informację, że są to objawienia szatańskie. Może dlatego, że były wyjątkowo jarmarczne” – pełne niezwykłości i cudowności – a także z powodu ostrej krytyki Kościoła (czego Kościół, co zrozumiałe, nie przyjmuje z otwartymi ramionami).
Tymczasem Kościół nigdy nie oceniał Garabandal w ten sposób, jedynie poddał ich pochodzenie nadprzyrodzone w wątpliwość. A to z pewnością nie to samo. Co więcej, papieże Paweł VI i Jan Paweł II udzielili audiencji jednej z wizjonerek, Conchicie i obdarzyli ją swoim błogosławieństwem. Już zupełnie współcześnie obecny ordynariusz miejsca, abp Vincente Zamora ogłosił publicznie, że interesują go wszelkie nowe informacje o Garabandal i że jest otwarty na „problem Garabandal”. Jego poprzednik zachęcał wiernych do pielgrzymowania na miejsce objawień i zezwolił księżom tam spowiadać i odprawiać Mszę św. Zaś proboszcz parafii Garabandal, ks. Rolando, otwarcie wyznał wiarę w prawdziwość objawień.
Na koniec przypomnijmy ocenę Kościoła już z czasu objawień. Gdy chodzi o teologiczną treść orędzia, w oficjalnej nocie z 8 lipca 1965 roku ówczesny biskup Eugenio Beitia Santander napisał:
„Zwracamy uwagę, że nie znaleźliśmy nic godnego kościelnej cenzury lub potępienia czy to w nauce czy w duchowych zaleceniach, które zostały upublicznione i skierowane do wiernych, zawierają bowiem wezwanie do modlitwy i ofiary, do pobożności eucharystycznej, do kultu Matki Bożej w tradycyjnych formach zasługujących na uznanie, i do świętej bojaźni Bożej, Boga obrażanego przez nasze grzechy. Oni [wizjonerzy] po prostu powtarzają powszechną doktrynę Kościoła w tych sprawach.
źródło: Wincenty Łaszewski ŚWIAT MARYJNYCH OBJAWIEŃ 100 spotkań z nadprzyrodzonością Duchowy przewodnik po objawieniach Matki Bożej
Media