Matka Boża Milcząca
Knock 1879
Legenda głosi, że św. Patryk zatrzymał się w Knock w czasie jednej ze swych podróży misyjnych. Miał pobłogosławić tę miejscowość i przepowiedzieć, że pewnego dnia stanie się ona miejscem modlitwy przyciągającym tłumy. Do 21 sierpnia 1879 r. nic nie wskazywało na prawdziwość tych słów. Trwał trzeci z kolei rok nieurodzaju; obawiano się, że powtórzy się klęska głodu z lat 1845-1849, kiedy milion Irlandczyków umarło z głodu lub straciło zdrowie z niedożywienia, a drugie tyle uciekło ze swej ojczyzny, szukając chleba za oceanem. W tej nędzy i frasunku wieśniacy otrzymali niezwykłą pociechę: niebo ukazało im Matkę Bożą modlącą się w ich intencjach.
Knock to przysiółek leżący na bezludnej równinie, składający się zaledwie z kilkunastu domostw skupionych wokół niewielkiego kościoła. Z pewnością najważniejszą osobą w tej zapomnianej wiosce był proboszcz, ks. Cavanagh, którego możemy zdefiniować za pomocą czterech cech. Był to po pierwsze wielki czciciel Matki Najświętszej (parafianie uważali, że Maryja ukazała się w Knock właśnie ze względu na jego pobożność), po drugie – człowiek ogromnego miłosierdzia (przy pewnej okazji sprzedał swój zegarek, a innym razem konia, by pomóc ludziom w ich biedzie), po trzecie – wspaniały spowiednik (ludzie nazywali go „Anam-chara” – Przyjaciel Duszy), po czwarte – praktykował niezwykłe dzieło miłosierdzia względem umarłych i odprawił sto Mszy św. za dusze w czyśćcu cierpiące. Choć Maryja pojawiła się dokładnie w dniu, w którym skończył tę wyjątkowo długą „gregoriankę”, i rzeczywiście moglibyśmy się spodziewać, że ukazanie się Maryi w Knock było jakoś związane z jego osobą, ks. Cavanagh wcale nie zobaczył Matki Najświętszej. To dziwne, bo przez cały czas siedział na plebanii, zaledwie kilka kroków od miejsca cudu…
Żywe figury
Nad ubogą wsią zapadał wieczór. Od morza przyszedł deszcz, który przed godziną 19. rozpadał się już na dobre i zamienił w ulewę. Czterdziestopięcioletnia gospodyni proboszcza, Mary Loughlin, opuściła plebanię, by odwiedzić swą przyjaciółkę, Margaret Beirne. Pod szczytową ścianą kościoła zobaczyła jakieś posągi oraz ołtarz. Nie zwróciła na nie szczególnej uwagi, idąc dalej, zastanawiała się tylko, po co proboszcz kupił kolejne figury świętych i dlaczego nie schował ich przed deszczem.
Rok wcześniej straszliwa burza zniszczyła częściowo kościół – zerwała dachówkę, wybiła okna, potłukła znajdujące się wewnątrz figury Matki Bożej i św. Józefa. Zamówiono nowe figury, te jednak uległy zniszczeniu w drodze z Dublina. Proboszcz zamówił następne i kiedy te dotarły bezpiecznie na miejsce, zostały umieszczone w kościele, gdy tylko naprawiono dach. Nowe posągi, które ujrzała gospodyni proboszcza, wydawały się zupełnie niepotrzebne.
Mary Loughlin nie była pierwszą, która ujrzała „figury”. Pół godziny wcześniej kościół zamykała Margaret Beirne. Ujrzała jakieś dziwne światło na południowej stronie świątyni, lecz może z powodu ulewy nie obudziła się w niej naturalna ludzka ciekawość.
Gospodyni proboszcza zaszła do domu swej przyjaciółki i spędziła tam półtorej godziny. Gdy miała wracać, córka pani Beirne, dwudziestodziewięcioletnia Mary, zaoferowała się ją odprowadzić. Kiedy kobiety dochodziły do murku otaczającego teren kościoła, Mary wykrzyknęła: „Spójrz na te piękne postacie! Kiedy proboszcz ustawił te posągi?”. Pani Loughlin odpowiedziała, że nie wie. „To nie są posągi! One się poruszają!” – zawołała po chwili jej towarzyszka.
Pomiędzy murem otaczającym teren kościelny a świątynią znajdowała się nie koszona łąka. Przy ścianie kościoła stały jakieś postacie, nie były to jednak posągi, nie zginały bowiem znajdującej się pod nimi trawy. Co więcej, szczytowa ściana kościoła była sucha, podobnie jak teren wokół niezwykłego zjawiska.
Przed ołtarzem, na którym był baranek „z głową zwróconą ku zachodowi”, stały trzy postacie. W środkowej kobiety od razu rozpoznały Matkę Najświętszą. Maryja miała na sobie oślepiająco białą suknię, którą okrywał obszerny biały płaszcz (według niektórych był on lekko żółtawy), zawiązany u szyi. Jego fałdy opadały luźno aż do bosych stóp. Matka Boża miała na głowie złotą koronę, ozdobioną z przodu przepiękną różą. Ręce miała lekko podniesione ku niebu – potem ludzie mówili, że „była to ta sama pozycja, w jakiej ksiądz trzyma ręce, kiedy modli się w czasie Mszy św.”. Wzrok był utkwiony w niebiosach. Maryja ani przez chwilę nie spojrzała na zgromadzonych przed kościołem ludzi.
Po prawej stronie Matki Bożej stał św. Józef, który „wyglądał staro”. Miał siwe włosy i siwą brodę. Jego głowa, zwrócona w stronę Maryi, była lekko pochylona, jakby na znak szacunku i czci.
Z drugiej strony stał św. Jan Ewangelista w szatach liturgicznych i w mitrze. W ręku trzymał otwartą księgę. Druga ręka była wzniesiona w geście nauczania i zdawała się wskazywać na Maryję, ku której był cały lekko nachylony. Tak on, jak i Oblubieniec Najświętszej Maryi Panny „byli nieco mniejsi i drobniejsi” niż Maryja.
Dwudziestu kilku świadków
Mary pobiegła zawiadomić mieszkańców wioski i niebawem milczącemu objawieniu przyglądały się dwadzieścia dwie osoby w wieku od pięciu do siedemdziesięciu czterech lat. Nazajutrz okazało się, że cud widział jeszcze jeden człowiek: był nim Patrick Walsh, który szedł przez pole leżące około kilometra od kościoła i ujrzał nad świątynią ogromną kulę złocistego światła.
Zapadała noc i do niezwykłych zjawisk dołączyło jeszcze jedno – szczytowa ściana kościoła zalała się jaskrawozłocistym blaskiem. Światło czasami wznosiło się w górę, rozjaśniając niebo nad kościołem, czasami przygasało (wówczas ściana wyglądała jak pokryta śniegiem) i nie roztaczało wokół swego blasku. Wewnątrz tego światła, które tak ostro kontrastowało z niebem pokrytym ołowianymi chmurami, stało troje wysłańców nieba.
Mieszkańcy Knock przyglądali się objawieniu w zachwycie. Większość modliła się na różańcu, kilku szeptem dzieliło się wrażeniami. Okazało się, że nie wszyscy widzieli te same szczegóły. Niektórzy widzieli anioły „unoszące się cały czas”, „latające tam i z powrotem”. Ktoś widział na dolnej części ołtarza rzeźby aniołów i świętych. Niektórzy widzieli za barankiem krzyż, inni światło, jeszcze inni aureolę z brylantowych gwiazd.
Patryk Hill, John Curry i Judith Campbell przeszli przez ogrodzenie i podeszli niemal do samej ściany kościoła. Wówczas figury zaczęły się cofać…
Bridget Trench klęczała, wykrzykując po celtycku: „Cead mille failte…! – Dzięki niech będą Bogu i Najświętszej Maryi Pannie za to, że dali nam ujrzeć taki widok!”. Kobieta popadła w taki zachwyt, że podeszła, by objąć stopy Matki Bożej. Ale jej ręce napotkały tylko powietrze. Wyznała potem przed komisją biskupią:
„Moje dłonie nie poczuły niczego, aż dotknęły ściany, a mimo to postacie wydawały się tak prawdziwe, tak pełne życia – a były wielkości zwykłych ludzi – że nie mogłam tego zrozumieć i dziwiłam się, dlaczego moje ręce nie mogły dotknąć czegoś, co było tak wyraźne i oczywiste dla mojego wzroku.”
Dodała jeszcze:
„Dokładnie pomacałam ziemię dłońmi i okazało się, że jest ona całkiem sucha. Wiatr wiał od południa, dokładnie w kierunku tej ściany kościoła, ale ani jedna kropla nie spadła na tę część, gdzie stały postacie.”
Pani Trench pozostała tam ponad godzinę, gorliwie odmawiając różaniec, tak zachwycona widokiem Matki Najświętszej, że w ogóle nie zwróciła uwagi na inne postacie.
Widzenie przedłużało się na kolejne godziny. W końcu Judith Campbell, która pozostawiła w domu konającą matkę, poczuła wyrzuty sumienia i opuściła teren kościelny. Po kilku minutach przybiegła, krzycząc, że jej matka umarła. Wszyscy pobiegli do domu Campbellów. Chora najwidoczniej próbowała wstać, by pójść za innymi do kościoła, i upadła na progu. Kobieta jeszcze żyła; sąsiedzi położyli ją z powrotem do łóżka, a sami wrócili pod kościół. Ale tam ulewny deszcze smagał południową ścianę kościoła. Po objawieniu nie pozostał najmniejszy ślad.
Pielgrzymki i cuda
W dziesięć dniu po objawieniach zostało uleczone głuche dziecko. Niedługo potem przejrzał niewidomy od urodzenia. Umierający, plujący krwią mężczyzna doznał natychmiastowego wyzdrowienia. Wkrótce donoszono o siedmiu, ośmiu uzdrowieniach dziennie. Większość z nich dokonała się po wypiciu wody, w której rozpuszczono odrobinę cementu z południowej ściany kościoła.
Niebawem tysiące ludzi wydłubywało tynk ze szczytowej ściany i zabierało go dla swoich chorych krewnych i przyjaciół. Wiadomości o cudach zaczęły napływać z całego świata: wśród pierwszych było doniesienie z Arabii, gdzie pewna młoda siostra zakonna została uleczona ze śmiertelnej choroby, z Francji, gdzie matka licznej rodziny została wyleczona z raka, z Ameryki, gdzie pewna kobieta została uzdrowiona z puchliny wodnej.
Stanowisko Kościoła
Po dwóch miesiącach od objawienia McHale, arcybiskup Tuam, powołał komisję do zbadania wydarzeń. Dziesięciu księży przesłuchiwało osobno każdego ze świadków objawień. Podejrzewano, że jakiś protestant próbował ośmieszyć wierzenia katolików, używając do tego lampy magicznej. Ekspertyzy przeprowadzone na miejscu wykazały, że projekcja zdjęcia fotograficznego na ścianę kościoła nie dawała takich efektów. W rezultacie sporządzono raport dla biskupa. Jeden z członków komisji stwierdził: „Trudno mi uwierzyć, że wszystkie te osoby, prości ludzie w różnym wieku, rozmyślnie kłamali mówiąc, że przez godzinę lub dłużej stali czy też klęczeli w ulewnym deszczu, patrząc na nieruchome postacie i na oświetloną ścianę kościoła”.
Dziewięćdziesięcioletni arcybiskup nie wydał jednak żadnego oficjalnego orzeczenia. Ale w 1940 r. nowy abpWalsh nieoficjalnie zaakceptował objawienie w Knock. Sam przybywał w dni pielgrzymkowe do sanktuarium i osobiście udzielał błogosławieństwa chorym. Uzyskał też w Rzymie liczne przywileje dla swego ukochanego sanktuarium.
Kościół uczynił wiele gestów potwierdzających swój pozytywny stosunek do objawienia w Knock. Należy wspomnieć kanoniczną koronację figury z Knock, a także nieoficjalnie uznanie prawdziwości objawienia przez papieża Pawła VI. Znaczenie objawień potwierdziła przede wszystkim wizyta Jana Pawła II w Knock w 1979 r., ofiarowanie przez niego dla sanktuarium złotej róży, nadanie mu tytułu bazyliki i modlenie się przed pomnikiem świadków objawień.
Wyjątkowe cechy objawienia w Knock
Każde objawienie ma swoje wyróżniające cechy i z pewnością można mówić o niepowtarzalności każdego z nich. Ale zjawienie się Maryi w Knock ma tyle wyjątkowych cech, że wszystkie je należy nazwać po imieniu i tym samym ukazać, że to na pozór nieważne objawienie musiało wiązać się u Boga z jakimiś szczególnymi zamiarami.
Jakie to cechy? Wymieńmy je kolejno.
1. Objawienie widziało ponad dwadzieścia osób. Zazwyczaj Matka Najświętsza ukazuje się jednej, dwóm, trzem, co najwyżej kilku osobom.
2. Matkę Bożą widzieli wszyscy, którzy znaleźli się w miejscu objawienia. Zwykle tylko wybrani widzą nadprzyrodzone zjawiska. W przypadku Knock trzeba raczej mówić o świadkach, a nie o wizjonerach.
3. Nikt z tych ludzi nie popadł w stan ekstazy. Tymczasem wizjonerzy przeżywają zazwyczaj stany ekstatyczne. W Knock ludzie modlą się, rozmawiają, odchodzą i przychodzą.
4. Objawienie rozpoczęło się pod nieobecność ludzi i tak samo się zakończyło. Zwykle to ludzie czekają na pojawienie się Matki Bożej, a Ona w ich obecności kończy objawienie.
5. W Knock nie padło ani jedno słowo. To objawienie pozbawione nawet najkrótszego słownego orędzia.
Czy mają rację ci, którzy twierdzą, że skoro nie było żadnego ustnego orędzia to objawienie w Knock jest dla nas bez znaczenia? Nie, bo tym razem językiem przesłania z nieba są wizualne znaki i symbole. Mają one znaczenie w każdym objawieniu, ale zwykle ludzie skupiają się wyłącznie na słowach Matki Najświętszej. Tymczasem to, jak Maryja była ubrana, jakie były Jej gesty i co Ją otaczało, mówi czasem więcej niż ustny przekaz (zresztą bardzo często trudno nadać mu właściwą interpretację bez umieszczenia go w kontekście języka obrazów). Czasem symbole wspomagają treść objawienia, czasem go ukierunkowują, bywa też, że są nawet ważniejsze. Tak było choćby w objawieniu w Guadalupe. W Knock symbolika wizualna utożsamia się z samym przesłaniem.
O czym „mówi” Matka Boża z Knock?
Maryja ukazała się ludziom z dłońmi i oczami uniesionymi ku niebu. Przedstawiła się jako rozmodlona orantka (postawa znana z wczesnochrześcijańskich malowideł). Jej całkowite oddanie się modlitwie zostało podkreślone przez głębokie milczenie, jakby duchową nieobecność Matki Najświętszej. Maryja milczała, bo chciała zwrócić uwagę na sam fakt swej modlitwy. A przecież lepiej jest pokazać modlitwę niż o niej rozprawiać!
Matka Najświętsza ukazuje się nam jako Orędowniczka w ludzkiej niedoli. Nie musi nas nawet o tym zapewniać. W Knock pokazała, że zawsze wstawia się za nami u Boga.
Maryja zaprasza nas do naśladowania Jej postawy. Integralną częścią naszego chrześcijaństwa (w swym dokumencie Rosarium Virginis Mariae Jan Paweł II mówił nawet, że podstawową) musi być zamyślenie, medytacja, jakiś rodzaj świętego zachwytu. Może dlatego Ojciec Święty tak mocno podkreślał rolę różańca – modlitwy zamyślenia i kontemplacji?
Maryja zaprasza też do milczenia. W naszym świecie, w którym milczenie przestało być cnotą i niemal zupełnie zostało zapomniane, cisza otaczająca Matkę Najświętszą z Knock ma w sobie dziwny czar. Owo milczenie zdaje się być kluczem do naszej religijności, umożliwia bowiem nawiązanie kontaktu z Bogiem, a cóż jest ważniejszego w życiu wiarą niż zjednoczenie z Panem?
Dalej, Maryja ukazuje się w Knock jako znak prawowierności. Przypomnijmy sobie pierwsze udokumentowane objawienie, w którym Maryja ukazała się św. Grzegorzowi Cudotwórcy, „aby mu objawić pobożną wiarę”. Podobnie tu Matka Najświętsza zostaje ukazana jako gwarancja trwania w prawdziwej wierze.
Kolejne tematy objawienia to ukazanie znaczenia Mszy św. (ołtarz z barankiem) i kapłaństwa (szaty liturgiczne św. Jana) oraz podkreślenie roli św. Józefa jako opiekuna rodzin, które były niszczone przez głód, nędzę, dyskryminację polityczną i religijną czy nieobecność wielu członków rodziny skazanej na emigrację za chlebem.
Może była to też nagroda za trwanie irlandzkiego narodu przy Maryi nie tylko w czasie pomyślnym, ale i trudnym – w czasie prześladowań, w czasie nędzy i w czasie śmiertelnego głodu. Mary Frances Claire, pierwsza kronikarka objawień w Knock, pisze:
„Nasza rasa zanika, wprawdzie nie gwałtownie, ale powoli, a skutki głodu bardzo się do tego przyczyniają. Ludzie mają dla nas mało współczucia… Nie szkodzi, mamy Maryję. Matka Boża nami nie gardzi. Przychodzi do nas z rękami pełnymi błogosławieństw i pociesza nas przez swoją obecność i swoją miłość. W biednej Irlandii możemy cierpieć z braku żywności, ale nie z braku wiary. Idziemy w ślady naszych ojców, którzy woleli cierpieć z Bogiem niż cieszyć się zaszczytami tego świata kosztem zaparcia się Boga. W strasznych czasach reformacji mogliśmy wybierać i wybraliśmy Boga i cierpienie, Maryję i biedę, wiarę i prześladowania i nigdy aż do dnia dzisiejszego wierna Irlandia nie upadła ani na moment.”
źródło: Wincenty Łaszewski ŚWIAT MARYJNYCH OBJAWIEŃ 100 spotkań z nadprzyrodzonością Duchowy przewodnik po objawieniach Matki Bożej