Matka Boża Ubogich
Banneux 1933
Są objawienia nasycone dramatyzmem, jak te w Guadalupe czy w Fatimie – pełne znaków, cudów i niewytłumaczalnych zjawisk. Są też zwyczajne, tchnące spokojem, szeptem przekazujące orędzie płynące z nieba. Takie jest właśnie objawienie w Banneux, w Belgii.
Był 15 stycznia 1933 r. Miasteczko Banneux drzemało pogrążone w zimowym śnie. Ludzie siedzieli w domach, ruch panował niewielki. Nie tylko z powodu mrozu. Powodem było też powszechne bezrobocie i głęboka recesja gospodarcza, która opanowała nie tylko Belgię, ale niemal całą Europę.
W oknie jednego z domów można było dostrzec głowę jedenastoletniej dziewczynki. To Marietta Beco, czuwająca przy chorym niemowlęciu i wyglądająca powrotu o rok młodszego brata.
Madonna w warzywniku
Rodzice Marietty mieszkali wraz z siedmiorgiem dzieci w piętrowym, czteropokojowym domu. Marietta siedziała przy oknie wychodzącym na drogę i odchyliwszy prześcieradło, które pełniło rolę zasłony, przebiegała oczami teren wzdłuż płotu, a potem dalej, drogę wiodącą do miasta.
Nagle jej oczy dostrzegły jaśniejącą postać. Ktoś stał w warzywniku, tam, gdzie ojciec hodował cebulę i kapustę. Dziewczynka przetarła zdumione oczy. Widziała niezwykle piękną kobietę, odzianą w jaśniejącą bielą suknię, przepasaną szarfą w niepowtarzalnym kolorze nieba. Uniesiony brzeg szaty odsłaniał stopę ozdobioną złotą różą. Postać w prawej ręce trzymała różaniec, jaśniejący tak, jakby wykonano go z diamentów. Skinęła głową ku Marietcie i uśmiechnęła się zachęcająco.
Dziewczynka pomyślała, że to, co widzi, jest refleksem oliwnej lampy stojącej na stole. Przesunęła ją więc na bok, wróciła do okna i raz jeszcze uniosła zasłonę.
Naukowe metody zawiodły. Postać nie zniknęła. „Mamo, w ogrodzie jest jakaś piękna pani. Uśmiecha się do mnie!” Louise Beco spojrzała przez okno. Przez chwilę zdawało się jej, że coś dostrzega, jakieś białe światło przypominające kształtem ludzką postać. „To pewnie Matka Boża” – zażartowała, chcąc zawstydzić córkę i wróciła do swych zajęć.
Marietta chwyciła różaniec i zaczęła się modlić. Po odmówieniu kilku dziesiątków, w czasie których wargi Matki Bożej również poruszały się w modlitwie, Maryja podniosła prawą rękę i wskazującym palcem zaczęła przyzywać Mariettę. Ta chwyciła czapkę i płaszcz, ale matka była szybsza. Przekręciła klucz i w ostrych słowach kazała jej pozostać w domu. Kiedy rozczarowana dziewczynka powróciła do okna, wizja zniknęła.
Nazajutrz rano Marietta po raz pierwszy od dwóch miesięcy poszła do szkoły i opowiedziała wszystko swej najlepszej przyjaciółce, Józefinie Léonard. Ta ją wyśmiała. Po chwili jednak zmieniła zdanie: nieokrzesana, nie okazująca uczuć Marietta płacze! Po szkole zaciągnęła ją do proboszcza. Ale to ona musiała w końcu opowiedzieć całą historię, Marietta bowiem uciekła z kościoła.
„Dokąd idziesz?”
Minęły trzy dni. Ci, którzy znali najstarszą córkę Beco, nie mogli się nadziwić zmianie, jaka w niej nastąpiła. Marietta pilnie przygotowywała się do lekcji religii, nie opuszczała zajęć szkolnych, słuchała nauczycieli. Więcej, przed szkołą można ją było zobaczyć w kościele! Najwyraźniej dotknęła ją niewidoczna Boża łaska.
W środę jakiś nieodparty impuls kazał jej wyjść o siódmej wieczorem do ogrodu. W ślad za nią wyszedł jej ojciec. Trudno powiedzieć dlaczego, skoro nie chodził do kościoła i bardziej wierzył w gusła niż w Boga. Marietta uklękła i zaczęła odmawiać różaniec. Nagle wyciągnęła ręce, jakby kogoś witając. Znad horyzontu zstępowała ku niej Kobieta w bieli. Piękna Niewiasta unosiła się nad ziemią na szarym obłoku. „To było podobne do dymu” – tłumaczyła później wizjonerka.
Julian Beco nie widział zjawienia się Matki Najświętszej promieniującej złotym światłem ani tego, że Maryja przyłącza się do modlitwy jego córki i pochyla nad nią w geście macierzyńskiej czułości. Ale to, co ujrzał w oczach swego najstarszego dziecka, poruszyło go do głębi. „Ksiądz Jamin powinien to zobaczyć” – przemknęło mu przez głowę.
Ponieważ nie zastał proboszcza, sprowadził swego kuzyna Michela Charlesèche.
Przybyli akurat w chwili, gdy Marietta opuszczała podwórze i z głową nisko opuszczoną ruszała w dół drogą. Dziewczynka minęła ich, jakby ich w ogóle nie widziała. „Dokąd idziesz? Wróć!” – zawołał przerażony Beco. „Ona mnie woła” – odpowiedziała spokojnie Marietta, nie zatrzymując się. Mężczyźni ruszyli w ślad za nią. Trzykrotnie Marietta rzucała się na kolana; klękała, kiedy posuwająca się na obłoku Postać zatrzymywała się na chwilę. Niedługo potem Marietta zeszła z drogi i ruszyła w stronę małego strumyka, którego z pewnością wcześniej nie było! „Włóż rękę do wody – powiedziała Matka Najświętsza. – Ten strumień ma być zachowany dla mnie. Do widzenia” – dodała, zapewniając, że jeszcze powróci.
Tej nocy Beco rozmawiał z proboszczem, przekonując go, że córka widziała Matkę Bożą. Kapłan miał inne zdanie: „Najświętszej Maryi Panny nie widuje się tak łatwo” – zauważył z uśmiechem. Jakie było jego zdumienie, gdy nazajutrz rano ojciec Marietty wyspowiadał się i przyjął Komunię św. Dodajmy, że poprzedniego wieczora ks. Jamin powiedział pewnemu benedyktynowi, że chciałby, aby niebo dało mu jakiś znak, „na przykład, żeby nawrócił się ojciec Marietty”!
Zdumiewający tytuł
Marietta widzi Matkę Najświętszą także nazajutrz i w dniu następnym. Objawienia rozpoczynają się zawsze w ten sam sposób i o tej samej godzinie: o siódmej wieczorem. W czwartek świadkami widzenia jest jedenaście osób, w piątek dwa razy więcej.
W czwartek Marietta pyta: „Kim Pani jest?”. Słyszy zdumiewającą odpowiedź, która dla wielu stanowi specjalny urok objawienia w Banneux: „Jestem Matką Bożą Ubogich”. Maryja nazwała się tytułem, którego nie zna żadna litania.
Znów Maryja prowadzi dziewczynkę do strumienia. Został on – tłumaczyła Maryja – „zachowany dla wszystkich narodów… by ulżyć cierpieniu”. Marietta nie rozumie w pełni słów Matki Bożej. Potem pytała na osobności ojca, co znaczy „Je viens soulager la soufrance”. Nie rozumiała francuskiego i prosiła, by pan Beco przetłumaczył to zdanie na dialekt waloński. Nie wiedziała też, co to są „narody”.
Nazajutrz Matka Boża Ubogich wyraża życzenie: chce mieć w Banneux „małą kaplicę”. Następnie kładzie na głowie dziecka ręce w geście błogosławieństwa. Czyni nad nią znak krzyża i odchodzi. Dziewczynka osuwa się zemdlona.
„Zawierzcie mi, a Ja zawierzę wam”
Każdego wieczoru Marietta wychodziła do ogrodu, klękała na worku i odmawiała dwa, trzy różańce (bywało, że czyniła to nawet siedem razy). Ale Matka Boża nie zjawiała się. Miała się pojawić dopiero za trzy tygodnie.
Matka Boża Ubogich przyszła do Marietty 11 lutego, w sobotę, w 75. rocznicę objawień w Lourdes. Znów prowadzi wizjonerkę do strumyka i poleca zanurzyć rękę w lodowatej wodzie. „Przyszłam ulżyć cierpiącym” – powtarza na koniec.
Kiedy 15 lutego Maryja pojawia się po raz kolejny, Marietta wyrzuca z siebie: „Matko Najświętsza, ksiądz powiedział, bym prosiła cię o znak”. W odpowiedzi Niepokalana tylko się uśmiecha. Przecież go już dała! Dziewczynka powtarza prośbę. Wówczas Posłanka z nieba spogląda na Mariettę i mówi dziwne słowa: „Zawierzcie mi, a Ja zawierzę wam”.
Pięć dni później Maryja zjawia się ponownie. Znowu zaprowadza Mariettę do strumienia i wypowiada polecenie: „Módlcie się wiele”. Nic więcej.
Dwa tygodnie później, 2 marca, ma miejsce ostatnie objawienie. Pada deszcz. Jedna z kobiet trzyma nad wizjonerką parasol. Podczas odmawiania drugiej dziesiątki ulewa ustaje, a na niebie pojawiają się gwiazdy. W połowie trzeciej dziesiątki Marietta wstaje, wyciąga ręce i ponownie pada na kolana. Maryja zapewniła ją, że jest „Matką Zbawiciela, Matką Bożą”, znów wyciągnęła dłonie i pobłogosławiła dziewczynkę. Powiedziała jeszcze: „Żegnaj – aż spotkamy się w niebie”. Wizjonerka zrozumiała, że na ziemi widzi Ją po raz ostatni.
Uznanie objawień
W styczniu 1935 r. kard. Joseph E. Van Roey, prymas Belgii, powołał komisję do zbadania mnożących się w kraju objawień Maryjnych; poza Banneux było ich jeszcze kilkanaście. W diecezji, do której należało Banneux powstała inna komisja, badająca tylko przypadek Marietty Beco. Wizjonerka była tak zmęczona nieustannymi pytaniami, że wyznała: „Gdybym wiedziała, co mnie czeka, nie powiedziałabym nikomu ani słowa. Sama zbudowałabym w mym ogrodzie małą kaplicę”.
Stało się jednak inaczej i kaplicę wznieśli liczni wierni. Została ona poświęcona 15 sierpnia 1933 r., zaledwie siedem miesięcy po objawieniach. Ponieważ była rzeczywiście „mała”, a jej wystrój i konstrukcja nie były kosztowne, czciciele Matki Bożej Ubogich zbudowali setki jej kopii na całym świecie.
Na miejscu objawień zaczęły się cuda.
Madame Goethals, matka czworga dzieci, doznała ciężkich obrażeń w wypadku samochodowym. Żuchwa i kość skroniowa zostały pokruszone, całkowicie ogłuchła, nie mogła jeść stałych pokarmów, cały czas odczuwała silne bóle. 21 maja 1933 r. kobieta ta udała się z całą rodziną do Banneux, by błagać o pomoc Madonnę Ubogich. Kiedy wypiła kilka kropel wody z maryjnego źródełka, które miało „nieść ulgę cierpiącym”, poczuła się gorzej. Ból, który przeszywał jej twarz, był nie do opisania. Mąż położył ją w cieniu pod drzewami.
Po kilku minutach kobieta powiedziała, że może otworzyć usta – i to bez bólu. Mogła normalnie jeść, odzyskała słuch. Po pokruszonych kościach nie został nawet ślad.
Takich cudów w ciągu pierwszych pięciu lat po objawieniach było co najmniej dwadzieścia. Z pewnością były one silnym argumentem za uznaniem objawień przez Kościół, jednak dopiero 22 sierpnia 1949 r., w dniu Niepokalanego Serca Maryi, biskup Liège mógł ogłosić, że objawienia w Banneux są wiarygodne.
Co się stało z Mariettą? W przeciwieństwie do innych wizjonerek nie czuła się powołana do życia w klasztorze. Wyszła za mąż za pewnego restauratora, ale ich związek nie był do końca udany. Mariettę często można było zobaczyć modlącą się w rodzinnym ogrodzie, tam gdzie znalazła ją kiedyś Matka Najświętsza i gdzie jej życie rozjaśnił blask Matki Bożej Ubogich.
Dziś Marietta ogląda zapewne Matkę Bożą Ubogich. Przecież jest jedną z niewielu ludzi, którzy usłyszeli zapewnienie, że pójdą do nieba…
Przesłanie z Banneux
Spróbujmy podsumować objawienia w Banneux.
Maryja ukazała się jako Niepokalana i Różańcowa i wyraźnie nawiązuje do swego objawienia w Lourdes. Wzywa do modlitwy i zapewnia, że jest obecna w naszych różańcach. Wzywa swych czcicieli, by nie oddzielali maryjnej pobożności od służby ubogim. Przypomina, że zadaniem chrześcijan jest nieść ulgę cierpiącym i zabiegać o sprawiedliwość społeczną, zaś Kościół musi być „Matką ubogich”.
Matka Najświętsza pokazała, że pamięta o tych, o których zapomniał ówczesny Kościół – o proletariacie. Wygodne burżuazyjne wartości religijne, z którymi w tamtych czasach utożsamiano religię, były oderwane od rzeczywistości robotników i nie mogły zaspokoić ich głębokiego pragnienia sprawiedliwości, godności i miłości. Nic dziwnego, że jeden z ówczesnych biskupów nazwał skandalem fakt, iż Kościół dopuścił do odwrócenia się od niego klasy robotniczej. Banneux przestrzega przed tym błędem także Kościół dzisiejszy.
Dlaczego objawienia miały miejsce właśnie w Banneux? Być może odpowiedź na to pytanie pozwoli nam zrozumieć sens tajemniczego „Zawierzcie mi, a Ja zawierzę wam”. Może Maryja dlatego pojawiła się w Banneux, bo Belgia była pierwszym krajem, który zdołał uzyskać od Stolicy Świętej zezwolenie na obchodzenie święta Matki Bożej Pośredniczki Łask. Może też dlatego, że tego samego dnia, kiedy Matka Boża ukazała się Marietcie, bp Kerkhofs poświęcił nowy rok Maryi jako „Matce Wszystkich”. Diecezja Liège była zatem przygotowana do przyjęcia uśmiechniętej Matki Bożej. Tak, Maryja zawierza swą misję tym, którzy najpierw sami Jej zawierzą.
źródło: Wincenty Łaszewski ŚWIAT MARYJNYCH OBJAWIEŃ 100 spotkań z nadprzyrodzonością Duchowy przewodnik po objawieniach Matki Bożej