Matka Bożej Woli
Corato 1883
„Okrążyłem ziemię, przyglądałem się po kolei wszystkim stworzeniom, aby znaleźć najmniejsze pośród nich i znalazłem ciebie, najmniejszą pośród wszystkich. Twoja małość spodobała mi się i wybrałem właśnie ciebie. Powierzyłem cię moim aniołom, aby cię strzegli, nie po to, by cię uczynić wielką, lecz po to, aby zachowali twoją małość. Teraz zaś chcę rozpocząć wielkie dzieło wypełniania Mojej woli. Z nią nie będziesz czuła się większa, przeciwnie – Moja wola uczyni cię jeszcze mniejszą”. W ten sposób przemówił do jedenastoletniej Luizy Piccarrety sam Zbawiciel. Dał jej za Matkę i Przewodnika Najświętszą Maryję Pannę, która zaczęła objawiać wizjonerce wielką prawdę o życiu w „Królestwie Woli Bożej”.
Od narodzin Chrystusa minęło 1865 lat. W miejscowości Corato na południu Włoch przyszła na świat dziewczynka, którą Maryja miała wprowadzić w najgłębsze tajemnice woli Bożej. Luiza – takie imię dziecko otrzymało na chrzcie – miała zapłacić za ten przywilej wysoką cenę: był nią fizyczny ból, niezrozumienie, odrzucenie, samotność. Ale do śmierci powtarzała, że warto wejść na drogę cierpienia, jeśli otwiera ono serce na Boga.
POCHWAŁA MARYJNYCH STOWARZYSZEŃ
Pierwszy krok na tej drodze zdaje się należeć nie do Boga, ale do przyszłej wizjonerki. Oto jedenastoletnia Luiza wstępuje do Córek Maryi. Życie Piccarrety daje nam kolejny dowód na to, że Matka Najświętsza bardzo sobie ceni zrzeszanie się ludzi pod Jej sztandarami w różnorodnych ruchach, wstąpienie do Córek Maryi zapoczątkowało bowiem niezwykłą przygodę duchową naszej bohaterki. Zresztą leżało ono u źródeł również innych objawień, np. tych udzielonych Estelle Faguette w Pellevoisin w 1876 r. A w Kibeho (1981 r.) Matka Boża zapraszała wizjonerkę, by ta stała się członkinią Legionu Maryi, wtedy bowiem lepiej pozna i bardziej pokocha swą Matkę, i stanie tak blisko Niej, że zawsze będzie znajdować się pod Jej opiekuńczym płaszczem.
Kiedy wsłuchujemy się w jedyne polecenie Matki Najświętszej, które odsłania nam Ewangelia (rozważamy je w ramach drugiej różańcowej tajemnicy światła), słyszymy, że mamy zrobić wszystko, cokolwiek powie nam Jej Syn. A mówi on do nas: „Napełnijcie stągwie wodą”. Mamy napełnić je aż po brzegi, a wówczas Jezus zamieni naszą wodę w najprzedniejsze wino. Ludzie pytają często, gdzie są stągwie i czym jest owa woda, która stanie się winem. Dla Luizy Piccarrety stągwią był ruch maryjny, w który wlała całą swoją osobowość… Do cudu było już wówczas o krok.
Może podobnie jest z nami. Może i my winniśmy zaciągnąć się pod któryś z maryjnych sztandarów Kościoła (poza Córkami Maryi i Legionem Maryi jest jeszcze Sodalicja Mariańska, są kółka różańcowe, są maryjne bractwa szkaplerzne) i całkowicie oddać się tam na służbę Matce Bożej. Chrześcijaństwo nie jest wędrowaniem ku niebu w pojedynkę, lecz pielgrzymowaniem we wspólnocie. Kto wie, czy nie jest to wskazówka, gdzie znajduje się stągiew, która ma stać się miejscem cudu zmieniającego nasze życie…
W każdym razie tak właśnie było w życiu Luizy Piccarrety. Stała się Córką Maryi, a Maryja okazała się jej Matką. Po kilku latach trwania we wspólnocie czcicielek Matki Bożej Luiza dojrzała do niezwykłego spotkania. Na progu dorosłego życia usłyszała zaproszenie Bożej Rodzicielki, by ofiarowała się Panu jako ofiara miłości i zadośćuczynienia za grzechy świata. Dziewczyna miała wówczas 17 lat. Powiedziała „tak” i od tej pory… ponad 64 lata życia spędziła w łóżku.
Jak wyglądały szczegóły tego objawienia, nie wiemy. Wiemy za to co nieco o wizjach, jakie Luiza miała w wieku 9, 18 i 18 lat. W pierwszym przypadku dziewczynka po przyjęciu Pierwszej Komunii Świętej słyszy głos Jezusa, który ukazuje jej drogę i poucza, jak ma pełnić wolę Bożą. W drugim, widzi Jezusa, który przekazuje jej cierpienia korony cierniowej. Potem młoda dziewczyna ma jeszcze wizję Jezusa przechodzącego pod jej balkonem i dźwigającego ciężki krzyż. Pan podniósł na nią wzrok i powiedział: „Duszo, wspomóż Mnie!”. To wystarczyło, aby obudziło się w niej pragnienie całkowitego odwrócenia się od grzechu. A potem nastał okres ataków diabła, bezowocnych, bowiem wizja umęczonego Jezusa zapisała się na zawsze w jej sercu.
PRZYKUTA DO ŁÓŻKA
Dziwna była jej choroba. Cierpiała, ale lekarze nie umieli określić przyczyny jej bólów. Nie mogła w ogóle jeść, bez problemu przyjmowała tylko jeden pokarm – Eucharystię. Nie dość na tym: codziennie rano znajdowano ją sztywną, skurczoną, bez ruchu, w stanie pozornej śmierci. Wychodziła z niego tylko za sprawą interwencji jej spowiednika (pod jego nieobecność jakiegokolwiek innego kapłana), który udzielał jej błogosławieństwa. Dodajmy, że wielu duchownych zarzucało jej, że jest opętana albo owładnięta histerią. Doszło do tego, że pewnego razu odmówiono jej kapłańskiego błogosławieństwa i pozostawiono bez wsparcia księdza. Dopiero błagania matki wizjonerki sprawiły, że arcybiskup Bragi zmusił kapłanów do obudzenia Piccarrety, która cierpiąc niewymowne katusze, pozostawała w stanie kataleptycznym dwadzieścia pięć dni.
Jej biograf Don Pablo Martin Sanguiao uważał, że Bóg uczynił z Luizy czytelny znak, że mamy karmić się wyłącznie wolą Bożą i zjednoczeniem z Chrystusem Eucharystycznym. A także – mamy uznać swoją zależność od kapłanów, szczególnie spowiedników.
WSPARCIE SPOWIEDNIKA
Luiza Piccarreta wymodliła sobie wspaniałego spowiednika. Wspomnijmy, że jej opiekunem duchowym i spowiednikiem był człowiek naprawdę niezwykły. Chodzi o bł. Annibale Marię di Francia, założyciela Ojców Serca Jezusowego i Córek Bożej Gorliwości, wyniesionego na ołtarze przez Jana Pawła II. To on po kolejnych 17 latach (Luiza liczyła wówczas 34 lata) polecił jej pisanie duchowego dziennika. Luiza niechętnie, ale posłuszna swemu przewodnikowi duchowemu, chwyciła za pióro. Pozostawiła po sobie 36 tomów rękopisów. To dzięki jej zapiskom dowiadujemy się o otrzymanych przez nią objawieniach Maryjnych.
Oto jak wspaniałą rzeczą jest mieć spowiednika – nie za każdym razem innego, przypadkowego, nie wiedzącego o nas nic, ale stałego, znającego nas od podszewki, a jeszcze dodatkowo świętego! Wówczas w naszym wędrowaniu ku niebu otrzymujemy niezawodny kompas i możemy ze spokojem powiedzieć: Pełnię wolę Bożą i w Bożym Królestwie będzie me wieczne mieszkanie.
Wola Boża. Dobrze, że pojawia się ten temat. On bowiem jest motywem przewodnim objawień Matki Najświętszej, których świadkiem uczynił Bóg Piccarretę.
POWRÓT DO RAJU
Ale najpierw życie Luizy zdominowały objawienia Zbawiciela.
Było ich wiele, a najważniejsze z nich miało miejsce 16 października 1888 r., kiedy to Jezus udzielił Luzie łaski „mistycznych zaślubin”. Miały ją one przygotować do otrzymania łaski nad łaskami: Daru Woli Bożej. Rok później, w uroczystość narodzenia Najświętszej Maryi Panny, Piccarreta narodziła się dla Woli Bożej. Jak pisała, „rozpłynęła się” w Woli Bożej: „Znalazłam się w Jezusie. Mój maleńki atom płynął w Wiecznej Woli; a ponieważ ta Wola jest pojedynczym aktem, w którym zawierają się wszystkie akty (…), stałam się jego uczestniczką na tyle, na ile jest to możliwe dla stworzenia. Brałam udział w aktach, które jeszcze nie zaistniały i które będą musiały pojawić się pod koniec czasu”.
Na podstawie pism Piccarrety mówi się, że Dar Woli Bożej jest tą samą łaską, którą w akcie stwórczym otrzymali Adam i Ewa. Dzięki temu darowi mieszkała w nich Trójca Przenajświętsza i pierwsi rodzice nigdy nie pełnili swojej własnej woli, ale jedynie Wolę Boga, która była tożsama z ich dążeniami i pragnieniami. Do dnia próby…
Ten dar poszedł w zapomnienie aż do chwili, kiedy Maryja przyjęła go w swym Niepokalanym Poczęciu. Od pierwszego momentu swego istnienia Matka Najświętsza pozwoliła Trójcy Przenajświętszej działać bez jakichkolwiek przeszkód. Dziś Jej zostało zarezerwowane prawo dysponowania tym darem. Kto wie, czy Luiza nie była pierwszą, która go otrzymała. Pierwszą, ale nie ostatnią. Jak bowiem czytamy w jednym z objawień, Jezus uczynił ją pierwszą z nowego pokolenia świętych, którzy będą prosić o łaskę Woli Bożej i którzy ją otrzymają. W życiu tych „świętych dni ostatnich” wypełnią się słowa z Modlitwy Pańskiej: „Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”.
KRÓLESTWO WOLI BOŻEJ
Przedmiotem objawień, jakich Maryja udziela Piccarretcie, jest niebo zwane przez Matkę Najświętszą „Królestwem Woli Bożej”. Objawienia Maryjne w Corato ogniskują się wokół wypełniania woli Bożej. Matka Najświętsza ogłasza: „Przychodzę z nieba, aby zaprosić cię do wejścia do Królestwa twojej Matki, to znaczy do Królestwa Woli Bożej. Pukam do drzwi twego serca, gdyż chcę, abyś je przede Mną otwarła. Czy zdajesz sobie sprawę, że we własnych dłoniach przynoszę ci w darze tę Księgę? Daję ci ją, kierowana mą macierzyńską troską, abyś ty, czytając ją, nauczyła się żyć na sposób niebieski i przestała żyć na sposób ziemski”.
W tym momencie przytoczmy jedną z pięknych wypowiedzi Matki Bożej, która przekazała Luizie swoistą autobiografię, opowiadaną w świetle woli Bożej. Maryja mówi: „Czy rozumiesz, moje dziecko? Ta sama nieskończona miłość Boża, która zapragnęła użyć mnie w dziele odkupienia, w przyjściu na ziemię odwiecznego Słowa, wzywa Mnie ponownie do czynu i powierza mi niełatwe zadanie, wzniosłą misję ukształtowania na ziemi dzieci – mieszkańców Królestwa Woli Bożej. Dlatego też podejmuję to zadanie z całą gorliwością i dobrocią Matki. Chcę przygotować ci drogę, która zaprowadzi cię do tego szczęśliwego Królestwa”.
Słyszymy jeszcze wezwanie: „Rano, w południe i wieczorem, to znaczy trzy razy w ciągu dnia, wdrap się na kolana niebieskiej Matki i powiedz wtulona w Jej ramiona: «Matko, kocham Cię. Ty także mnie kochaj i daj mi łyk Woli Bożej dla mojej duszy. Udziel mi swego błogosławieństwa, abym wszystko co czynię, czyniła pod Twym matczynym spojrzeniem»”.
Szlak do nieba jest wytyczony. Nie sposób z niego zejść, jeśli pełnimy wolę nie swoją, lecz naszego Stwórcy i Odkupiciela. Ale język, jakim przekazana jest ta oczywista prawda, jest językiem bardzo osobistej mistyki, nie obiektywnej teologii. Dla katolickich racjonalistów okaże się on przeszkodą, na której zatrzyma się cała analiza. Wówczas co słabsi teologowie uznają, że nie ma tu miejsca dla „katolickiej” Matki Bożej. Oczywiście, biorąc te słowa „po ziemsku”, nie ma w nich miejsca dla prawdy Maryjnej; jest ona głębiej i jakże jest prawdziwa! Powie o tym sam Jezus w jednym z dalszych objawień. Tylko, czytając słowa Piccarrety, nie wolno zapominać, że przekazicielem prawd niebieskich jest tu kobieta, która zdążyła ukończyć tylko szkołę podstawową, a jej doświadczenie mistyczne, w którym odbija się przekaz Matki Bożej, jest doświadczeniem serca bardzo prostego, serca, któremu obce są wszelkie zawiłości teologiczne, cała wielka metodologia, logika itd. To były jej doświadczenia, dla niej zrozumiałe, ale niekonieczne czytelne dla innych dusz. Luiza spisywała je, bo tak nakazał spowiednik, miała jednak nadzieję, że nikt inny nigdy nie zobaczy jej zapisków. Miało się jednak stać inaczej.
PRÓBA POKORY I POSŁUSZEŃSTWA
W 1932 r. Luiza dowiaduje się z przerażeniem, że fragmenty jej pism ukazały się drukiem i są czytane przez tysiące ludzi z całych Włoch. Sam Jezus musi interweniować i ją pocieszać: „Moja córko, nie niepokój się. To są Moje pisma, nie twoje. Kto przyjmie je z wolą dobrą i prawą, znajdzie w nich łańcuch światła i miłości łączący z Tym, który kocha swe stworzenie. Te pisma mogę nazwać wybuchem moich możliwości, szaleństwem, nadmiarem miłości. Kto będzie je czytał z zamiarem znalezienia prawdy, odczuje moje płomienie, pozna, że jest przemieniany przez miłość i pokocha mnie jeszcze bardziej. Ten zaś, kto je przeczyta, aby w nich znaleźć kruczki lub wątpliwości, pozostanie zaślepiony w swym umyśle i zmyli go moje światło i moja miłość…”. Jezus dodaje: „Te pisma staną się dla mojego Kościoła jak nowe słońce, które powstanie pośrodku niego, a ludzie przyciągnięci jego oślepiającym światłem będą usiłowali przemienić się w tym świetle i wyjdą z niego uduchowieni i przebóstwieni. W ten sposób odnowią Kościół i przemienią oblicze tej ziemi”.
Na razie jednak nic nie zapowiada wypełnienia się słów Zbawiciela. W dniu 31 sierpnia 1938 r. Święte Oficjum (dziś Kongregacja Nauki Wiary) wydało dekret potępiający książki zawierające mistyczne wizje Piccaretty. Jej dzieła znalazły się na liście ksiąg zakazanych. Potem okazało się, że to nie pisma wizjonerki, ale ich przekłady (z lokalnego, specyficznego dialektu włoskiego) stały się przedmiotem teologicznych kontrowersji. Kiedy sięgnięto do oryginałów, wątpliwości zostały wyjaśnione, a zarzuty wycofane. Przypomnijmy, że podobny los spotkał w późnych latach czterdziestych XX w. pisma innej wizjonerki, św. Faustyny Kowalskiej. Przez wiele lat jej Dzienniczek znajdował się na kościelnym indeksie, a szerzenie kultu Miłosierdzia Bożego z powoływaniem się na objawienia udzielone Faustynie było całkowicie zakazane. Tu również powodem był błędny przekład. Kiedy zaczęto analizować dzieło oryginalne, Stolica Apostolska wycofała wszystkie restrykcje.
Na razie jednak pisma Piccaretty znajdują się na niechlubnym indeksie. Reakcja wizjonerki jest zdecydowana. Po pierwsze, natychmiast przestaje spisywać swe objawienia; skoro Kościół ma do nich zastrzeżenia, trzeba zamilknąć. Szkoda, bo wizjonerka nigdy już nie sięgnęła po pióro. Dziewięć ostatnich lat jej życia są dla nas zasłonięte pustą białą kartą, na której nie widnieje nawet najkrótsze słowo, nawet najmniejszy znak… Nie ma już pośrednika między jej mistycznym doświadczeniem a nami. Kościół sugeruje milczenie, więc trzeba zamilknąć. Po drugie, gdy z Rzymu przyjeżdża wysłannik Watykanu, żądając oddania wszystkich rękopisów, Piccarreta z całym spokojem przekazuje mu swoje trzydzieści sześć tomów notatek pisanych w latach 1899-1938. Te wędrują do tajnego archiwum Świętego Oficjum. Rzec można: opatrznościowo, bowiem w 1996 r. ich treść zostanie tam zweryfikowana, a Piccarretcie będzie przywrócone dobre imię.
Na razie wszystko ogarnia noc, a wizjonerka wchodzi w nią z wielką pokorą. Potem jej stosunek do niesłusznej decyzji ludzi Kościoła, którym podsunięto błędne tłumaczenie jej dzieł, okaże się kamieniem probierczym dla autentyczności jej doświadczeń. W Kościele obowiązuje kryterium heroiczności cnót, wśród których cnota posłuszeństwa wcale nie znajduje się na końcu listy. Jeśli Luiza potrafiła podporządkować się wyrokom Kościoła, znak to, że weszła na wyżyny świętości. A na nie diabeł i fałszywe objawienia nie prowadzą…
LUIZA I OJCIEC PIO
To właśnie w tym czasie odrzucenia odzywa się do Luizy Padre Pio. Sam przeżywając trudności związane z zakazami narzuconymi mu przez Kościół, pisze do Piccarrety: „Droga Luizo, święci służą dobru dusz, ale ich cierpienie nie zna granic”.
Piccarreta i święty kapucyn wiele wiedzieli o sobie nawzajem, choć nigdy się nie spotkali: Luiza była przykuta do łóżka w rodzinnym Corato, a Ojciec Pio nie opuszczał swego klasztoru w San Giovanni Rotondo. Piccarreta mówiła o nim z największym szcunkiem jako o „prawdziwie Bożym człowieku”, a św. Ojciec Pio pielgrzymom z Corato miał zwyczaj powtarzać: „Po co tu przyszliście? Macie Luizę, idźcie do niej”. Zresztą posyłał do niej wielu ludzi także spoza jej rodzinnego miasteczka. W latach trzydziestych był wśród nich nawrócony przez niego niejaki Federico Abresch – Niemiec ożeniony z Włoszką, niewierzący, który potem zamieszkał w San Giovanni, gdzie stał się rodzajem oficjalnego fotografa św. Ojca Pio. Wiemy, że Abresch długo rozmawiał z wizjonereką i że po spotkaniu stał się wielkim apostołem Woli Bożej. Wiadomo też, że regularnie przybywał do jej domu, aby prowadzić dalsze długie rozmowy z Piccarretą. Kiedy jego syn przyjął z rąk Ojca Pio Pierwszą Komunię, został natychmiast wysłany do wizjonerki z Corato. Ta przepowiedziała, że dziecko zostanie kapłanem. Rzeczywiście, Pio Abresch przyjął święcenia kapłańskie, więcej – został zatrudniony w watykańskiej Kongregacji do spraw Biskupów.
Skąd się znało tych dwoje Bożych mocarzy? Trudno odpowiedzieć na to po ludzku, wiemy jednak, że wiedzieli oni o sobie więcej niż inni. Czyżby sama Matka Najświętsza rozmawiała z Ojcem Pio o Luizie Piccarrecie, a z tą ostatnią o świętym kapucynie-stygmatyku? Nie możemy wykluczyć tej nieśmiałej hipotezy.
DZIWNA ŚMIERĆ
Luiza zmarła, mając osiemdziesiąt jeden lat, po dwóch tygodniach ostrego zapalenia płuc, jedynej choroby, jaką lekarze zdołali stwierdzić w całym jej życiu. Zmarła w godzinie, kiedy kapłańskie błogosławieństwo uwalniało ją z zesztywnienia. Zastanawiające, ale jej ciało nie podległo prawom śmierci. Na jej ciele nie pojawiły się oznaki rozkładu. Siedziała na łóżku, ubrana na biało, jakby na chwilę zasnęła. Więcej, można było obracać jej głowę, ruszać rękami, podnosić powieki, pod którymi lśniły oczy, nie zasnute mgłą śmierci.
W 1994 r. otwarto jej proces kanonizacyjny, a wizjonerka stała się dla Kościoła już nie kontrowersyjną Luizą Piccarretą, lecz „sługą Bożą Luizą Piccarretą”. Zaś jej wizje – dziś obdarzone Imprimatur i Nihil Obstat – inspirują tysiące ludzi, by przylgnąć do Woli Bożej i na wzór Maryi powtarzać nieustannie fiat wszystkim Bożym zamiarom.
źródło: Wincenty Łaszewski ŚWIAT MARYJNYCH OBJAWIEŃ 100 spotkań z nadprzyrodzonością Duchowy przewodnik po objawieniach Matki Bożej
Warto Poczytać
Książki Luizy Picardy przetłumaczone na język polski do pobrania za darmo w wersji pdf: http://www.wolaboza.org/do-pobrania/