Śmiejąca się Madonna Ojca Pio
San Giovanni Rotondo, 1911
Są tacy święci, dla których spotkania z Matką Bożą są tak powszednie jak codzienne bycie z najbliższą rodziną. Ich kontakt z Maryją zdaje się być nawet bardziej „oczywisty” niż spotkania i rozmowy z innymi ludźmi. Dotyk nadprzyrodzoności nie napotyka na bariery ciała, czasu, przestrzeni, trudności werbalnego porozumienia. Może dlatego mówią oni o Matce Najświętszej językiem zastrzeżonym dla najbliższego domowego kręgu – choć dodajmy, że sami podkreślają, że jest to język tylko posługujący się analogią, że używają takiego z konieczności, bo człowiek nie jest w stanie stworzyć innej mowy pełniej wyrażającej to, co stało się doświadczeniem tych dusz. Takie osobiste zwracanie się do Bożej Rodzicielki było charakterystyczną cechą maryjnej pobożności Ojca Pio – świętego z Pietrelciny.
Jak zwracał się do Maryi Ojciec Pio? Nazywał Ją swoją „Mateczką”, „Mateńką, „Najdroższą Matką”, „Najświętszą Matką”, „Piękną Matką”, „Najbardziej Świętą Matką”, także – co ciekawe – „Ubogą Matką”. Te wyrażenia uzupełniał jeszcze wieloma innymi słowami pełnymi miłości. Może najlepiej słychać je było podczas niezwykłych ekstaz, kiedy święty odsuwał się zupełnie od tego świata i przebywał sam na sam z Maryją.
ROZMOWY W EKSTAZACH
Ojciec Agostino da San Marco in Lamis, wieloletni spowiednik i kierownik duchowy naszego świętego wśród wielu rzeczy zapisywanych w prowadzonym przez siebie dzienniku odnotowywał treść ekstaz Ojca Pio, przy których miał szczęście być obecny. Był on świadkiem, jak święty kapucyn zwracał się bezpośrednio do Matki Bożej, a słowa świętego stygmatyka… No właśnie, jak one brzmią? Powiedzmy od razu, że brzmią dziwnie, że pochodzą z jakiejś niepojętej dla nas głębi mistycznej i że ten, kto próbuje je odczytywać, kładąc je na ten sam stół, na którym je codzienny chleb, może się tylko wprowadzić w błąd. Tak, nie zrozumie, co naprawdę mówią te święte słowa.
Ograniczmy się do jednego zapisku dokonanego pospiesznie przez ojca Agostino w dniu 30 listopada 1911 r., kiedy Ojciec Pio zwracał się do Matki Najświętszej, wołając do Niej w zachwycie. Oto jak wyglądała nić jego słów, w które próbował zamknąć swoją miłość i radość: „Twoje oczy są wspanialsze od słońca… Jesteś piękna, kochana Matko, jestem dumny, że Cię kocham…, a więc pomóż mi… Och, jesteś piękna… śmiejesz się? Nie szkodzi… Jesteś piękna!”.
Przyznajmy z pokorą, że niewiele z tego rozumiemy. Słowa te już na powierzchni są dla nas zbyt twarde, by zanurzyć się w ich głębię i choć przeczuć prawdę tamtego spotkania. Przy okazji dodajmy, że sam Ojciec Pio nie był zadowolony z języka, jakim opisywał Matkę Najświętszą i swoją do Niej miłość.
PIĘKNA NIE Z TEGO ŚWIATA
Ojciec Pio był zafascynowany urodą Matki Najświętszej, lecz nie znosił, kiedy porównywano Jej piękność z pięknem tego świata. Wiemy już dlaczego: brzydził się tym niedoskonałym językiem, który zatrzymując nas na tym, co dostępne zmysłom, jeszcze bardziej oddala nas od prawdy o pięknie Madonny i o uroku obecnego w Niej nieba. Słysząc kiedyś, jak któryś z braci śpiewał maryjną pieśń, której refren brzmiał: „Piękna jesteś jak słońce, jasna jak blask księżyca”, zawołał: „Gdyby tak było istotnie, zrezygnowałbym z pójścia do Raju!”.
Innym razem ojciec Alberto d’Apolito podsunął mu przepiękny w jego mniemaniu obrazek Matki Bożej z Dzieciątkiem i poprosił o napisanie na odwrocie krótkiej modlitwy. Wręczając go Ojcu Pio, nieopacznie wyraził swój zachwyt nad urodą oblicza Maryi. Nasz święty wziął obrazek w dłonie, przyjrzał mu się, po czym oddał go, mówiąc: „Brzydszej już nie mogli namalować!”. „Stanąłem osłupiały – wspomina jego współbrat i przyjaciel – a potem szepnąłem: «Tak, Ojcze! Ojciec widział Maryję i dlatego ten obrazek wydaje mu się brzydki. Jak wygląda Maryja?». A on na to: «A któż jest w stanie opisać Jej urodę?».”
WIDZENIA I STAŁA OBECNOŚĆ
Wiemy, że od piątego roku życia Maryja zaczęła mu towarzyszyć poprzez widzenia, prowadząc go do Jezusa, pocieszając i broniąc przed złymi duchami. Wiemy też, że te spotkania były dla niego tak oczywiste, jak spotkania z innymi ludźmi. W swej pokorze był głęboko przekonany, że wszyscy ludzie w podobny sposób doświadczają bliskości Maryi. Gdy zaczął podejrzewać, że została mu dana szczególna łaska, zapytał ojca Agostino: „Czy nie widzisz Matki Bożej?”. Otrzymawszy od swojego kierownika duchowego negatywną odpowiedź, nie dowierzając temu, co usłyszał, dodał: „Mówisz tak przez świętą pokorę?”.
A Maryja rzeczywiście była z nim zawsze! Klasztorni kronikarze odnotowali, że pewnego razu dwaj współbracia Ojca Pio, żartując sobie, zapytali go: „Ojcze, powiedz nam prawdę, czy Matka Boża jest teraz w twoim pokoju?”. Święty popatrzył na nich zdziwiony i zaraz odparł z uśmiechem: „Jacy jesteście niemądrzy! Powinniście to pytanie postawić inaczej i zapytać, czy Ona kiedykolwiek opuściła mój pokój”.
Dodajmy, że w jednym ze swoich listów Ojciec Pio napisał, że Maryja nie opuszcza go nawet podczas sprawowania Mszy świętej: „Jak ta uboga Mateńka pragnie dla mnie dobra, doświadczam tego i teraz (…). Oto z jaką dobrocią towarzyszyła mi w drodze do ołtarza tego ranka! Wydaje mi się, że Ona nie myślała o niczym innym, tylko o tym, aby moje serce napełnić świętymi uczuciami”.
RATUNEK, GDY ATAKUJE SZATAN
Ojciec Pio zdawał sobie sprawę z potężnego wstawiennictwa Matki Bożej. Z jednej strony Maryja chroniła go w chwilach pokus i słabości, zapewniając potrzebne łaski i wskazując, w jaki sposób może odepchnąć szatana, który usiłuje uderzyć w jego najsłabsze punkty. To dlatego w swej pokorze wielokrotnie powtarzał: „Matka Najświętsza ratowała mnie od piekła, na które zasługuję”.
Z drugiej strony modlitwa do Najświętszej Maryi Panny była dla niego gwarancją otrzymania z nieba każdej potrzebnej łaski. Stąd komuś, kto odbył długą podróż, aby go odwiedzić, powiedział krótko: „Modlitwa Zdrowaś Maryjo jest więcej warta niż ta podróż, mój synu”.
Więcej, Ojciec Pio sam wykorzystywał tę najpiękniejszą drogę do skarbnicy łask. Tym, którzy prosili go o wstawiennictwo u Boga, powtarzał jak refren: „Będę prosić Matkę Bożą”. Zapewniał: „Módlmy się żarliwie, zgodnie i ufnie, cierpliwie czekając, aby Pan Bóg i Najświętsza Panna Jego Matka odpowiedzieli na nasze modlitwy”. Tłumaczył: „Bądźmy wierni i wytrwali, a Najświętsza Panienka nie będzie mogła pozostać głucha na modlitwy swoich dzieci”. Przekonywał: „Jeśli wytrwamy, to nasza Matka nie pozostanie nieczuła na nasze lamenty”.
Pozostały niezliczone świadectwa tych, którzy słyszeli podobne słowa z ust świętego kapucyna. Wielka jest też rzesza ludzi, którzy doświadczyli mocy jego modlitwy do Maryi. Jest wśród nich znany nam już ojciec Alberto, ten sam, który niezręcznie pochwalił piękno Madonny z Dzieciątkiem przedstawionej na świętym obrazku. Zacytujmy jego wspomnienie:
„Wiosną 1963 r., kiedy byłem przełożonym (superiorem) klasztoru w Pietrelcinie, zachorowałem na grypę, po której nastąpiła tak poważna infekcja tarczycy, że przeleżałem w łóżku trzy miesiące w złym stanie zdrowia. Po miesiącu utrzymującej się nieprzerwanie wysokiej temperatury, lekarze zdecydowali, że powinienem być skierowany do szpitala. Na moją prośbę, aby zbadał mnie doktor Vittorio Ladanza, przewieziono mnie samochodem do San Giovanni Rotondo. Przed przyjęciem mnie do szpitala udałem się do Ojca Pio, który pobłogosławił mnie i obiecał modlić się do Matki Bożej w intencji mojego powrotu do zdrowia. Zostałem przyjęty do Domu Ulgi w Cierpieniu i umieszczony na oddziale medycyny ogólnej pod opieką prof. Luciano Lucentiniego. Po kilku tygodniach pobytu w szpitalu straciłem 15 kg, czułem się coraz słabiej i gorzej, mimo energicznej i wzmożonej opieki lekarskiej.
Pewnej nocy spadłem z łóżka, zraniłem sobie głowę i nie miałem dość siły, by podnieść się samemu z podłogi. Dwóch pacjentów, którzy usłyszeli moje zawołanie, pomogło mi położyć się na łóżku. Wezwano dyżurującego lekarza, który zdezynfekował ranę i założył mi kilka szwów.
Następnego ranka przyszedł do mnie prof. Lucentini i zmartwiony brakiem poprawy powiedział: «Ojcze Alberto, musimy zabrać cię do Rzymu, gdy tylko opadnie gorączka. Osobiście będę ci towarzyszył». Odpowiedziałem mu: «Panie Profesorze, jeśli choroba jest poważna, chcę pozostać w San Giovanni Rotondo. Skoro nadszedł mój kres, pragnę być tutaj, gdzie się urodziłem i gdzie są pochowani moi rodzice». (…) Jasno zdałem sobie sprawę, że moje dolegliwości są poważne, więc oddałem się w ramiona Niebieskiej Matki i modlitwom naszego kochanego Ojca Pio, który niepokoił się o mnie i dał mi znać przez współbraci, że jest blisko mnie i modli się o mój powrót do zdrowia. Wysoka temperatura utrzymywała się, czułem się coraz gorzej.
I tak mijały dni, a ja nie byłem w stanie podróżować, więc prof. Lucentini zdecydował się sam pojechać do Rzymu na konsultacje z prof. Cassano.
W czasie jego trzydniowej nieobecności nastąpił spadek temperatury i przyszła lekka poprawa. Kiedy prof. Lucentini powrócił z Rzymu, natychmiast przyszedł mnie odwiedzić i z zadowoleniem dostrzegł, że stan mojego zdrowia poprawił się. Ostatecznie, po trzech miesiącach choroby opuściłem szpital całkowicie wyleczony. Po wypisaniu ze szpitala natychmiast udałem się do klasztoru, aby podziękować Ojcu Pio, który obejmując mnie, powiedział: «Idź i podziękuj Naszej Matce, to Ona cię wyleczyła! Jest taka dobra dla ciebie».”
ATAKI DIABŁA
Istnieje taka prawidłowość: szatan nie objawia się nikomu, kto nie jest wielkim świętym. Gdyby ukazał się któremuś z nas, jaka byłaby nasza reakcja? Nawrócilibyśmy się, może nie tyle z miłości do Pana Boga, ile ze strachu przed piekłem. Motywacja byłaby jednak wystarczająca, by szatan stracił naszą duszę… Tak więc nie bójmy się, diabeł nie będzie nas nachodził i straszył. W naszym życiu pozostanie on w cieniu. Słusznie mówił Paweł VI, że dziś jego największym zwycięstwem jest to, że ludzie przestali w niego wierzyć…
Co jednak robi szatan, gdy widzi duszę oddaną na zawsze Bogu? Nie zdobędzie jej dla siebie, więc wyładowuje na niej swą piekielną wściekłość. Już niczym nie ryzykuje, objawiając się w swej szkaradnej postaci. Nie mając dostępu do duszy, atakuje ciało…
Ojciec Pio pisał o tym wielokrotnie, nie raz też współbracia słyszeli z jego celi dziwne hałasy, wrzaski, okrzyki. W liście z dnia 18 stycznia 1912 r., adresowanym do ojca Agostino, nasz oddany Maryi święty stwierdził: „Diabeł (…) przybiera wiele postaci. Od szeregu dni pojawia się ze swymi braćmi uzbrojonymi w pałki i różne żelastwo. (…) Szereg razy wywlekali mnie z łóżka i wyciągali z sypialni. Ja jednak jestem cierpliwy…”.
Cierpliwy? Dlaczego? Dość przytoczyć jedną opowieść. Ale zanim to uczynimy, przypomnijmy sobie słowa Ojca Pio o stałej obecności Madonny w jego celi. Logicznie rozumując, Ona tam była, gdy szatan atakował bogobojnego kapucyna. Ona była, gdy diabli bili go tak, że ciało było pokryte sińcami, gdy rozwścieczone demony ściągały z niego koszulę, aby dotkliwiej czuł ich uderzenia. Co na to Matka Najświętsza? Oto i nasza opowieść.
Pewnej nocy mieszkańcy klasztoru w San Giovanni Rotondo zostali wyrwani ze snu. Z celi Ojca Pio dochodziły straszliwe hałasy. Zakonnicy popędzili w tamtą stronę. Kiedy wpadli do środka, oczom ich ukazał się niesamowity widok. Zajmowana przez Ojca Pio cela numer pięć wyglądała tak, jakby przeszło przez nią tornado, więcej – jakby uderzyły w nią wszystkie żywioły. Nic nie było na swoim miejscu, meble powywracane i połamane, co można było podrzeć – podarte, co można było potłuc – potłuczone. Na podłodze, w samym środku tego iście piekielnego bałaganu, leżał samotny Ojciec Pio – w podartej koszuli, posiniaczony, zakrwawiony. Tak, jeszcze przed chwilą w tej celi był legion rozwścieczonych diabłów. Ale jedna rzecz nie pasowała do całości obrazu: pod głową Ojca Pio leżała pieczołowicie ułożona poduszka, jakby wcześniej starannie wytrzepana, puchata, miękka, bez żadnej zmarszczki, żadnego wgniecenia. Współbracia podnieśli naszego świętego i wskazując na tę poduszkę zapytali krótko: „A to?”. Odpowiedź też była lakoniczna: „To Matka Najświętsza”.
Pytaliśmy przed chwilą, co na to Matka Najświętsza. Maryja nie przeszkadzała szatanowi atakować ciała świętego. Nauczyła go tylko czerpać z tego duchowe korzyści: dla siebie i biednych grzeszników. Dawała mu też poczucie bezpieczeństwa; przecież, skoro jest przy nim, nic złego mu się nie przytrafi. Więcej nawet, raz po raz okazywała mu swoją macierzyńską tkliwość i niosła matczyną pociechę.
FATIMSKA MADONNA
Mówiąc o Matce Bożej i Ojcu Pio, nie można pominąć wydarzenia, które miało miejsce wtedy, gdy podróżująca po świecie figura Matki Bożej Fatimskiej (tzw. Pielgrzymująca Pani Fatimska) przez szczególny szacunek dla Ojca Pio została przywieziona do San Giovanni Rotondo. Ojciec Pio był wówczas od dłuższego czasu bardzo chory. Mimo że był bardzo osłabiony, wyszedł z celi, by się z Nią spotkać. Był głęboko poruszony, ze łzami w oczach ucałował figurę i w ręce Matki Bożej złożył różaniec. Następnie powrócił do swej celi.
Kiedy figura Madonny została przeniesiona na taras sąsiadującego z klasztorem szpitala, gdzie miała zostać umieszczona na pokładzie helikoptera, Ojciec Pio wyraził życzenie, by Ją zobaczyć raz jeszcze. Został więc przyniesiony na krześle do okna na chórze w starym kościele. Helikopter wzbił się w powietrze, ale przed odlotem w pożegnalnym geście okrążył trzykrotnie klasztor. Kiedy Ojciec Pio zobaczył, że helikopter z Madonną startuje, zawołał ze łzami w oczach: „Madonno, moja Matko, przybyłaś do Włoch, gdy zwaliła mnie choroba. Przyjechałaś do San Giovanni Rotondo i zastałaś mnie nadal chorego. Teraz odlatujesz i pozostawiasz mnie w tym stanie, nie udzielając mi nawet swego błogosławieństwa!”. Gdy wypowiedział te słowa, jego ciałem wstrząsnął nagły dreszcz i Ojciec Pio poczuł się zupełnie zdrowy, mógł wstać i chodzić. W chwilę potem powiedział: „Matka Boża przybyła tutaj, ponieważ chciała mnie uzdrowić”.
Może nie było to formalne objawienie Maryjne, ale z pewnością możemy mówić, że w tamtym momencie miało miejsce objawienie mocy Matki Najświętszej. Może więc zjawiska uzdrowień za przyczyną Matki Bożej (także modlitw cudownie wysłuchanych za Jej pośrednictwem) należałoby wpisać w szeroki święty krąg Maryjnych objawień?
TESTAMENT
Na dwa dni przed śmiercią zwrócono się z prośbą do Ojca Pio: „Ojcze, powiedz nam coś”. Święty powiedział: „Kochajcie Maryję, naszą Matkę i czyńcie wszystko, by Ją kochano. Zawsze odmawiajcie różaniec, róbcie to tak często, jak tylko jest to możliwe. Szatan zawsze próbuje zniweczyć tę modlitwę, lecz nigdy tego nie osiągnie. To jest modlitwa Tego, który jest Panem wszystkiego i wszystkich. A Matka Boża nauczyła nas tej modlitwy, tak jak kiedyś Pan Jezus nauczył nas Ojcze nasz”.
Te cztery zdania wypowiedziane przez Ojca Pio na łożu śmierci możemy uzupełnić słowami z jednego z jego listów: „Tak bym chciał mieć bardzo mocny glos, aby nim wezwać wszystkich grzeszników świata, żeby kochali Najświętszą Maryję Pannę! To jednak przekracza moje możliwości. Prosiłem więc mojego kochanego Anioła Stróża, by on był łaskaw za mnie wypełnić to zadanie… Chciałbym latać i zapraszać wszystkie stworzenia, by kochały Jezusa i kochały Maryję”.
źródło: Wincenty Łaszewski ŚWIAT MARYJNYCH OBJAWIEŃ 100 spotkań z nadprzyrodzonością Duchowy przewodnik po objawieniach Matki Bożej