Królowa Rodzin

Ghiaie di Bonate 1944

W przypadku objawienia w Bonate mamy do czynienia z pewnym prostym sylogizmem. Brzmi on następująco: jeśli objawienia w Montichiari są prawdziwe, a w Montichiari Matka Najświętsza mówiła o Bonate, to objawienia w Bonate też są prawdziwe. Ale możemy posłużyć się i innym rozumowaniem logicznym: jeśli objawienia w Montichiari miały trudną historię prowadzącą do ich wstępnej akceptacji przez Kościół, to objawienia w Bonate muszą napotkać na nie mniejsze trudności. I jest tak rzeczywiście. Nie dziwi to, jeżeli pochodzą z nieba. Wszak jest w nich mowa o tym, czego diabeł nienawidzi najbardziej: o rodzinie, przez którą – jak z mocą głosił Jan Paweł II – “idzie przyszłość Kościoła”.

Parafia Ghiaie di Bonate leży na terenie diecezji Bergano, dokładnie w odległości 10 kilometrów od biskupiej stolicy. Do drugiej wojny światowej była to niewielka, spokojna miejscowość, żyjąca swymi sprawami, której mieszkańcy co niedziela zapraszali Boga i swą ukochaną Madonnę. Jednak rozpętana przez Hitlera wojna naznaczyła to miasto śmiercią i zniszczeniem. Nie tylko Bonate, bo przecież w agonii trwała cała Italia. Dlaczego więc Matka Najświętsza wybrała właśnie to miejsce na przekazanie swego orędzia? Jedna jest chyba prawidłowa odpowiedź na to pytanie. Brzmi ona: „Nie wiemy”. Może kiedyś spadnie z naszych oczu zasłona i Pan da nam zrozumieć swe myśli i swe drogi, jakże inne od naszych! Na razie domyślamy się tylko jednego: Bóg wejrzał na uniżenie tego miasteczka, na jego pośledniość, nieobecność na mapach. Wiemy, że niebo znajduje upodobanie w takich po ludzku nic nie znaczących miejscach. Guadalupe to przydrożne wzgórze poza miastem, La Salette to górskie pastwisko, Lourdes to uboga wioska w Pirenejach, Fatima to pole oddalone o dwa kilometry od wsi, na którym rodzice Łucji hodowali warzywa… Najpierw Bóg wejrzał na uniżenie Maryi, teraz wybiera dla Jej objawień „uniżone miejsca”. Jest wśród nich Bonate.

DATA FATIMSKA

Tamtego dnia Adelajda Roncalii ledwo co ukończyła siedem lat. Zmienił on w jej życiu wszystko, także jej kalendarz. Odtąd, po dniu 23 kwietnia, w którym dorocznie obchodziła swe urodziny, świętowała również, i to bardziej radośnie, w większym gronie przyjaciół, dzień 13 maja – dzień pierwszego objawienia Królowej Rodzin.

Zatrzymajmy się przy tej dacie. Chyba każdy z nas wie, że w dniu 13 maja obchodzimy rocznicę pierwszego objawienia w Fatimie. Teraz na to wydarzenie nakłada się następne, też maryjne, też związane z odwiedzinami Matki: objawienie w Bonate. Zbieżność tych wydarzeń jest o tyle znacząca, że również to drugie spotkanie z Maryją dokonało się późnym popołudniem. Więcej, oba miały miejsce na rok przed zakończeniem wojny światowej. Fatima to 13 maja 1917 r., Bonate – 13 maja 1944 r. Nawet treść orędzia jest podobna. To przesłanie o nadziei i pokoju. To proklamowanie roli rodziny w pomnażaniu świętości Kościoła. Przecież pamiętamy dobrze fatimską puentę: podczas cudu słońca oglądanego przez tłumy pastuszkowie widzą na niebie Świętą Rodzinę! Stąd zwykło się mówić o objawieniach w Ghiaie di Bonate jako o „fatimskim epilogu”. Ale schemat spotkań Mieszkanki nieba z mieszkanką ziemi jest inny. W Bonate Matka Boża ukazuje się przez trzynaście dni podzielonych na dwie części – pierwsza trwa dziewięć dni (13-21 maja), druga tylko cztery (28-31 maja).


Bonate Sopra Oratorium Madonna delle Ghiaie

ZBYT TRUDNA DROGA

Matka Najświętsza przepowiedziała Adelajdzie: „Będziesz wiele cierpieć, ale nie płacz, bo pójdziesz ze mną do Raju. Na tym łez padole będziesz małą męczennicą…”. Szybko wizjonerka doświadczyła prawdy tych słów. Gdy zamknęła się księga objawień, dziewczynka była izolowana, zastraszana, torturowana psychicznie – do tego stopnia, że jesienią 1945 r. ktoś opublikował obszerny dokument, w którym przekręcając fakty, zakwestionował sam fakt objawień. Adelajda próbowała odpowiedzieć na piśmie na postawione zarzuty, by przekonać władze kościelne o prawdziwości objawień, jednak bez skutku. W 1948 r. biskup Bergano, monsignore Bernareggi, wydał dekret, w którym stwierdził brak elementów nadprzyrodzonych w widzeniach, których doznała Adelajda. Co więcej, zakazał on jakiejkolwiek formy pobożności opierającej się na przesłaniu z Bonate.

Wyjaśnijmy sobie szczegóły.

Ten „ktoś” to niejaki młody ksiądz Luigi Cortesi, bardzo dobrze zapowiadający się wykładowca filozofii w seminarium w Bergamo. Dnia 18 maja złamał on zakaz biskupi (ordynariusz zabronił duchownym odwiedzania miejsca objawień) i pojawił się w Bonate, gdzie rozpoczął prywatne dochodzenie. Po czterech dniach wysłał do biskupa wnikliwe sprawozdanie, ten zaś nie tylko go nie zrugał, ale pochwalił. Cortesi zrozumiał słowa zwierzchnika jako mandat pozwalający mu zająć się bliżej osobą wizjonerki. Niebawem uzyskał formalne zezwolenie i wziął sprawę w swoje ręce. Po zakończeniu objawień dziecko zostało zabrane z Bonate, a don Cortesi wydał polecenie, by nikt się do niej nie zbliżał bez jego wyraźnej zgody.

Nie ulega wątpliwości, że ów kapłan poddał dziecko najcięższym próbom psychicznym. Był bezlitosny. Naciskał na psychikę dziewczynki i na jej sumienie tak długo, aż wymusił na niej to, co chciał: przyznanie się do kłamstwa. 15 września podyktował jej następujące słowa: 

„Nieprawdą jest, że widziałam Najświętszą Maryję Pannę. Opowiadałam kłamstwa, bo nic nie widziałam. Nie miałam odwagi powiedzieć prawdy, ale potem wszystko opowiedziałam don Cortesiemu. Teraz żałuję, że powiedziałam tyle kłamstw”.

Jak było naprawdę? Adelajda zapisała w swoim dzienniczku: „W pokoju u sióstr urszulanek w Bergamo ks. Cortesi, po zamknięciu drzwi, podyktował mi, co mam napisać na kawałku papieru. Doskonale pamiętam, jak z powodu moralnej przemocy, której byłam poddana, zaczęłam pisać, ale poplamiłam kartkę atramentem, a on podsunął mi następną i cierpliwie zmuszał mnie do napisania raz jeszcze, by osiągnąć swój cel. Oto, jak dokonała się zdrada”.

Tymczasem wiele osób widziało, co robi z dzieckiem niegodziwy kapłan. Do biskupa zaczęły docierać coraz liczniejsze protesty, tak że w końcu był on zmuszony zakazać don Cortesiemu zbliżać się do dziecka. 

Adelajda powróciła do rodziny i do swej szkoły. 12 lipca 1946 r. napisała oświadczenie: „Jest prawdą, że widziałam Najświętszą Maryję Pannę…” Była to forma dokumentu podpisanego przez siedem osób, wśród których znalazł się proboszcz i cztery siostry zakonne.

Wprawdzie światowej sławy psychiatra i psycholog, ks. Agostino Gemelli (jego imię nosi rzymska klinika, w której kilkakrotnie przebywał Jan Paweł II), zakwestionował wszystko, co rozgłaszał don Cortesi, ale komisja teologiczna badająca sprawę objawień w Bonate za punkt wyjścia wzięła właśnie wnioski młodego wykładowcy z Bergamo.

W rezultacie w dniu 30 kwietnia 1948 r. biskup Adriano Bernareggi ogłosił: „Nie stwierdzamy rzeczywistości objawień Najświętszej Maryi Panny udzielonych Adelajdzie Roncalli w Ghaiae di Bonate w maju 1944 r.”. Wprawdzie dorzucił: „Nie mamy intencji wykluczyć, że Madonna, wzywana w dobrej wierze przez tych, którzy wierzą, iż rzeczywiście ukazała się z Ghiaie, mogła przyznać specjalne łaski i nadzwyczajne uzdrowienia w nagrodę za ich pobożność”, jednakże, mocą tego aktu, „wszelka forma nabożeństwa do Madonny z Ghiaie di Bonate zostaje zakazana, zgodnie z normami prawa kanonicznego”.

Ta negatywna ocena nie była ostateczna. Wprawdzie, według biskupa, „autentyczność nie jest udowodniona”, lecz także „nieautentyczność nie jest również ustalona”. Dodajmy też, że w 1974 r. biskup miejscowy Clemente Gadi zezwolił osobom indywidualnym i grupom udawać się na miejsce objawień i tam modlić się do Matki Bożej.

PYTANIE POZYTYWNIE OTWARTE

Owoce duchowe, jak i świadectwa nakłaniają do wznowienia procesu, tym bardziej że w historię objawień w Bonate wpisani zostali dwaj papieże. Pierwszym jest Pius XII, który w 1949 r. (warto mieć w pamięci, że od roku obowiązuje dekret biskupa kwestionujący prawdziwość wydarzeń w Bonate) przyjął Adelajdę na prywatnej audiencji, ta zaś przekazała mu sekret, jaki 17 maja 1944 r. powierzyła jej Matka Najświętsza. Dla wielu fakt, iż Ojciec Święty udzielił wizjonerce prywatnej audiencji, jest jednoznaczny z wyznaniem przez niego wiary w prawdziwość objawień.

Drugim papieżem związanym z Bonate jest Jan XXIII, który w liście z 8 lipca 1960 r. do biskupa Faenzy, a równocześnie osobistego przyjaciela, zachęcał do podjęcia badania prawdziwości objawień. Papież pisał w poufnym liście: „Co ważne w subiecta materia to świadectwo wizjonerki: i autentyczność tego, co wciąż podtrzymuje w wieku 21 lat, a co jest zgodne z jej pierwszym świadectwem złożonym w wieku ośmiu lat, i odwołanie tego na skutek gróźb i lęku przed piekłem, jakimi się ktoś posłużył. Zdaje się, że terror z powodu tych gróźb wciąż ma miejsce”.

Jak sugerował, wznowienie badania nie należy do Rzymu, lecz do miejscowego biskupa. Papieżowi było tym trudniej używać swego wpływu, iż wizjonerka nosiła to samo nazwisko: Roncalli.

Wzmocnijmy to jeszcze świadectwem św. Ojca Pio, który widząc w swym klasztorze w Pietrelcinie pielgrzymów z Bonate, powiedział do nich: „Co wy tu robicie, wy, którzy macie w swym miasteczku Matkę Bożą z Bonate?”.

I jeszcze komentarz ks. Candido Maffeisa, tego chłopca, o którego powołanie wypytywała kiedyś Maryję Adelajda. Dwadzieścia lat temu kapłan z zakonu ojców misjonarzy powiedział: „Te ostatnie 40 lat, zamiast zgasić wiarę w Matkę Bożą, która objawiła się w Ghiaie, okazały się nicią, nazwijmy ją ukrytą lub jeśli wolicie niebieską, która podtrzymywała przekonanie, że Maryja sama wszystko doprowadzi do kresu, bo ludzie pobłądzili i zniszczyli innych ludzi, idee, przesłania i osobistą gorliwość (…) posługując się zbyt ludzkimi i sekciarskimi kryteriami, i zdławili i rozmazali świetliste wydarzenie z Ghiaie…”.

Zacznijmy jednak od początku. Może uda się nam rozeznać prawdę objawień z Bonate.

PIERWSZE OBJAWIENIE

Mała Adelajda Roncalii prowadziła zgodnie z panującą ówcześnie modą swój osobisty pamiętnik, w którym zapisywała to wszystko, co wydawało się jej ważne i ciekawe. Chyba zaczynając go, nie zdawała sobie sprawy z tego, czym pewnego dnia będzie wypełniała jego stronice. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że pamiętnik zamieni się w kronikę objawień Matki Bożej.

Jest maj, maryjna sobota, piękny dzień. Pod datą 13 maja 1944 r. Adela odnotowała w swym pamiętniku: 

„Zbierałam kwiaty, by zanieść je przed obraz Matki Najświętszej, który wisi w połowie schodów w naszym domu. Zerwałam też nieco stokrotek i ułożyłam je w taczce zrobionej przez tatę. Dostrzegłam piękny, duży kwiat, był jednak zbyt wysoko, bym mogła go dosięgnąć. Stałam, podziwiając go, gdy nagle ujrzałam złoty punkt zstępujący z góry i powoli przybliżający się do ziemi. Kiedy zbliżał się, stawał się coraz większy, tak że mogłam dostrzec postać pięknej Niewiasty z Dzieciątkiem Jezus w ramionach i stojącego po lewej stronie św. Józefa. Trzy postacie były owinięte trzema owalami światła i trwały zawieszone w powietrzu.

Pani, piękna i pełna majestatu, była odziana w białą suknię i niebieski płaszcz. Na prawym ramieniu miała przewieszony różaniec z białych paciorków. Na Jej bosych stopach znajdowały się dwie białe róże. Jej suknia była ozdobiona przez sznur pereł, wszystkie one były jednakowej wielkości, oprawione w złoto w formie naszyjnika. Kręgi otaczające osoby były jasne z cieniami złotego światła. Początkowo przeraziłam się i chciałam uciec, ale Pani zawołała mnie słodkim głosem. Powiedziała: «Nie uciekaj, jestem Panną Maryją». Zatrzymałam się wpatrzona w Nią, wciąż jednak trochę się bałam. Najświętsza Maryja Panna spojrzała na mnie i dodała: «Musisz być dobra, posłuszna, szanować bliźnich, być szczera: dobrze się módl i przychodź na to miejsce przez dziewięć wieczorów, zawsze o tej samej porze».

Matka Najświętsza przyglądała mi się przez kilka chwil, po czym zaczęła się wolno oddalać, nie odwracając się ode mnie. Wpatrywałam się w Nią z napięciem, aż biała chmura nie zabrała jej sprzed moich oczu. Dzieciątko Jezus i św. Józef nie odezwali się, spoglądali tylko na mnie przyjaźnie.”

JESZCZE PRZED PRZEKROCZENIEM BARIERY

Powróćmy do pamiętnika Adelajdy. Pod datą 14 maja wizjonerka zanotowała: 

„Byłam wraz z koleżankami w parafialnym centrum rekreacyjnym, ale gdy zaczęła zbliżać się godzina szósta, obudziło się we mnie przemożne pragnienie, by pobiec na miejsce, na które zaprosiła mnie Matka Najświętsza. Ruszyłam z kilkoma przyjaciółkami. Kiedy przybyłam na miejsce, instynktownie spojrzałam w górę i zobaczyłam dwa białe gołębie, a potem nad nimi ujrzałam jasny punkt, który zbliżył się i zamienił w wyraźną i pełną majestatu formę Świętej Rodziny.

[Jezus, Maryja i Józef] najpierw uśmiechnęli się do mnie, a potem Matka Najświętsza powtórzyła to, co powiedziała mi poprzedniego dnia: «Musisz być dobra, posłuszna i szczera, dobrze się módl i szanuj bliźnich. Między czternastym a piętnastym rokiem życia zostaniesz siostrą sakramentką. Będziesz wiele cierpieć, ale nie płacz, ponieważ pójdziesz ze mną do Raju!». Następnie zaczęła powoli się oddalać i zniknęła tak samo jak poprzedniego dnia.”

Cóż, spotkanie w Bonate ma charakterystyczne elementy objawień maryjnych. Matka Najświętsza zbliża się z daleka, ma typowe dla objawień szaty, u stóp róże, zatrzymuje się w powietrzu, otacza ją blask światła. Wszystko to znamy: z Banneux, z Fatimy, z Lourdes. Podobnie orędzie zdaje się zawierać typowe treści… Mamy powtórzenie orędzia, a więc jego wzmocnienie, z dodatkową wzmianką – proroctwem – o powołaniu wizjonerki. Zazwyczaj Maryja nie wskazuje konkretnej drogi, nie zaleca wstąpienia do zakonu ani założenia rodziny. Nie mówi o tym, bo świętość, bo droga do Raju nie jest ograniczona przez którąś z form życia. Kapłan, osoba zakonna, człowiek bezżenny i żonaty – wszyscy oni mają takie same powołanie i te same możliwości. Może więc nie należy tych słów z Bonate traktować jako wskazówki mówiącej o wyborze życiowej drogi, a raczej widzieć w nich zapowiedź cierpienia?

„WYWOŁANE” OBJAWIENIE 

Wizjonerka niemal tańczyła z radości. Słyszała głos Matki Bożej, więcej – Maryja wypowiedziała do niej tak piękne słowa! Słowa o Raju! Nie potrafiła myśleć o niczym innym, tylko o objawieniu. Razem z koleżankami ruszyła w stronę centrum parafialnego. W połowie drogi spotkała pewnego chłopca, jak pisze w pamiętniku – „dobrego chłopca, który zaczął mnie wypytywać”. Kiedy usłyszał, że Adelajda rozmawiała z Matką Bożą, dziwnie zdenerwowany zaczął prosić: „Wróć i zobacz, czy się jeszcze raz nie ukaże, i spróbuj zapytać Ją, czy będę mógł zostać księdzem i oddać Jej swoje życie”. Dziewczynka powróciła na miejsce objawień i spojrzała w niebo, mając nadzieję, że Maryja się pojawi. I stało się: po kilku minutach ukazała się ponownie. Objawienie było bardzo krótkie, ale wyczerpujące. Kiedy wizjonerka wypowiedziała pytanie Candido, usłyszała słowa pełne macierzyńskiego ciepła: „Tak, kiedy wojna się skończy, wstąpi do ojców misjonarzy zgodnie z moim Niepokalanym Sercem”. Wypowiedziała te słowa i zniknęła. A chłopiec zaczął szarpać dziewczynkę za fartuch i natarczywie dopytywać się, co powiedziała Maryja. Kiedy usłyszał dobrą nowinę, popędził do domu jak na skrzydłach, by podzielić się radością ze swoją matką.

Przyznajmy, że stała się rzecz zupełnie nieoczekiwana. Matka Najświętsza zmieniła całą strategię swych objawień i zamiast przyjść następnego dnia, pojawia się już teraz, kilkanaście minut po zakończeniu drugiego objawienia. Była gotowa na dodatkowe objawienie wywołane przez gorliwość młodego chłopaka, który marzył o byciu księdzem, maryjnym księdzem, który powiedział o tym głośno, który ubłagał koleżankę, by zawróciła w pół drogi, który ponaglał ją, tak że ruszyła z powrotem z pośpiechem, który pobiegł razem z nią. Dodajmy jeszcze: który wierzył, że Matka Najświętsza stanęła przed zwyczajną znajomą ze szkoły i że za jej pośrednictwem przekazała mu wspaniałą nowinę! 

CORAZ WIĘCEJ WOKÓŁ ADELAJDY

Po trzecim objawieniu o Bonate zaczyna być coraz głośniej. Wystarczy przyjrzeć się liczbom. Wiemy już, że w dniu 13 i 14 maja obok Adelajdy było kilka dziewczynek, no i nasz młody kandydat na księdza. Ale gdy minęła połowa maryjnego miesiąca obok dwóch koleżanek Adelajdy stanęła setka okolicznych mieszkańców. Następnego dnia było ich 150, następnego trzy tysiące, potem kolejno: siedem, dziesięć, trzydzieści tysięcy.

Liczby rosną. Ludzi jest 200 tysięcy, 300 tysięcy. W ostatnim dniu wokół Adelajdy stał tłum liczący 350 tysięcy ludzi!

Zmienia się też otoczenie Maryi przychodzące z Nią z nieba. W dzień 27 maja zamiast Jezusa i Józefa pojawia się ośmiu aniołów. W dniu 28 maja po dwóch stronach Maryi stanęli dwaj święci, nazajutrz i w dniu następnym znowu aniołowie. Ale ostatnie widzenie to ponownie spotkanie ze Świętą Rodziną.

NOWA FATIMA

Wracają fatimskie wątki. Najbardziej znany, a jednocześnie najbardziej spektakularny to fenomeny słoneczne…

W Fatimie tzw. cud słońca zdarzył się jeden raz, a oglądało go siedemdziesiąt tysięcy ludzi. W Bonate wydarzył się on sześciokrotnie, a jego świadkami było w sumie ponad milion osób.

Pierwszy miał miejsce 20 maja. Pod przysięgą opisała go niejaka doktor Eliana Maggi. „Tamta sobota była deszczowa. Na początku objawienia nad głową dziecka ukazał się promień słońca. Podniosłam oczy ku niebu i ujrzałam przejaśnienie na niebie na kształt krzyża. Przez minutę, może dwie z nieba spadał deszcz składający się ze złotych i srebrnych punkcików. Wszyscy mówili o cudzie”. Z kolei Don Luigi Cortesi pisał: „Ktoś dostrzegł dziwny strumień światła spadający na dziecko i odbijający się na najbliższych twarzach. Inni zauważyli, że słońce przybrało postać krzyża. Jeszcze inni, że tarcza słoneczna kręciła się, tworząc pierścień nie większy niż pół metra. W niższych pokładach atmosfery niektórzy ludzie widzieli deszcz złotych gwiazd i małe żółte obłoczki w kształcie pierścieni, tak gęstych i bliskich ziemi, że byli tacy, którzy próbowali je złapać. Na dłoniach i twarzach pojawiały się różne kolory, wśród których przeważał żółty. Można też było zobaczyć, że czyjeś ręce świecą fluorescencyjnym światłem”.

W dniu 21 maja miało miejsce kolejne zjawisko słoneczne. Świadkowie zeznali: „Około godziny szóstej słońce wyszło zza chmur, wirując i wyrzucając z siebie na wszystkie strony promienie żółte, zielone, czerwone, niebieskie, fioletowe. Barwiły one chmury, pola, drzewa i rzesze ludzkie. Po kilku minutach słońce zatrzymało się, by za chwile powtórzyć niezwykły spektakl. Wielu widziało, że tarcza słoneczna stała się biała jak Hostia, a chmury zdawały się opadać na ludzi. Byli tacy, którzy zauważyli na niebie różaniec, inni dostrzegli Panią pełną majestatu w sukni sięgającej ziemi. Jeszcze inni widzieli na słońcu rysy twarzy Matki Najświętszej”.

Te cudowne zjawiska były widoczne nie tylko w samym Bonate, ale i w wielu innych miejscach, np. w Tavernola czy w Bergamo, gdzie wielu ludzi widziało słońce, „jak blednie i na wszystkie strony wyrzuca z siebie tęczę barw. Obserwowano też szeroki żółty promień światła spadający na Ghiaie… Widząc te niezwykłe zjawiska, ludzie wybiegali na ulice”.

A jeśli kogoś nie przekonują cuda słoneczne – zresztą nie mają one mocy dowodowej dla uznania Boskiego pochodzenia objawień, bo cuda potrafi czynić i diabeł – to przekona może świadectwo licznych uzdrowień, których w okresie objawień było około trzystu.

A jeżeli i tego mało, to pozostaje argument rzeczywiście przekonujący: masowe nawrócenia.

„FILM” O RODZINIE

Objawienia z Bonate mają jeden wielki temat: rodzinę. Nieprzypadkowo Matka Najświętsza ukazuje się razem z Jezusem i Józefem. Podkreśla w ten sposób to, co stanowi naczelne przesłanie z Bonate. Zwraca uwagę na rodzinę.

Przypatrzmy się bliżej dziewiątemu objawieniu z Bonate. Zawiera ono w sobie wszystko, co Maryja powiedziała o rodzinie. A powiedziała w sposób szczególny: za pomocą obrazu, w całkowitym milczeniu.

Oddajmy głos wizjonerce:

„To objawienie również było poprzedzone ukazaniem się gołębic, a potem na jasnym miejscu pojawiła się Święta Rodzina. Ubrana była jak poprzedniego dnia, stała jednak w środku kościoła. Od strony głównych drzwi znajdowały się: siwy osioł, biała owca, biały pies w brązowe łaty i zwykły kary koń. Zwierzęta klęczały i poruszały wargami jak na modlitwie. Nagle koń wstał, przeszedł za plecami Matki Najświętszej i wyszedł przez otwarte drzwi, po czym ruszył jedyną drogą, prowadzącą ku polom lilii. Nie zdołał jednak podeptać tylu, ile chciał, bo św. Józef wybiegł za nim, aby go schwytać. Gdy tylko koń dostrzegł św. Józefa, próbował ukryć się za niskim murem, który otaczał pole lilii. Tam też dał się ulegle pochwycić. Zaprowadzony przez św. Józefa z powrotem do kościoła, uklęknął i powrócił do modlitwy.

Tamtego dnia wyjaśniłam tę wizję, mówiąc tylko, że koń był złą osobą, która chciała zniszczyć dobrych ludzi. Obecnie mogę wyjawić moje odczucia, jakie towarzyszyły mi podczas tamtego widzenia. W koniu wyobrażałam sobie jakąś ważną osobistość, złą i żądną władzy. Porzuciwszy modlitwę, chciała ona zniszczyć lilie na wspaniałym polu, depcząc je i niszcząc ich świeżość, prostotę i piękno. Gdy zobaczył św. Józefa, zarzucił swe niszczycielskie dzieło i starał się schować za niskim murkiem okalającym pole. Św. Józef zbliżył się z łagodnym spojrzeniem pełnym wyrzutu i zaprowadził go z powrotem do domu modlitwy. Gdy koń siał spustoszenie, inne zwierzęta nie przerywały modlitwy.

Czworo zwierząt reprezentują nieodłączne cnoty czyniące rodzinę świętą. Koń – lider – nie może przestać się modlić, kiedy bowiem opuści modlitwę, będzie zdolny jedynie do wprowadzania chaosu i zniszczenia. W ten sposób odrzuca cierpliwość, łagodność i zgodę rodzinną symbolizowane przez pozostałe zwierzęta.”

Dziwne widzenie, ale zdaje się, że Matka Najświętsza posłużyła się w Bonate „animacją”. Cóż innego znaczą bowiem dwa czarne gołębie, które trzyma w dłoni w następnym i kolejnym objawieniu? „Reprezentują one harmonię – pisze wizjonerka – jaka musi cechować pary małżeńskie, by w obecności Matki Najświętszej powstały szczęśliwe rodziny. Maryja uczy także, że nie może istnieć błogosławiona rodzina bez ufnego oddania się w macierzyńskie dłonie Matki Bożej.”

Dodajmy jeszcze garść uwag. Znamienne, że pozostałe zwierzęta nie wybiegają w pogoni za koniem. One dalej się modlą, a ich wołanie do nieba pobudza Boga do działania; wysyła On św. Józefa, patrona ojców. W wizji ze świątyni prowadzi tylko jedna droga: do pola pełnego lilii. Ich obecność mówi nam o istnieniu dobra, czasem nie dostrzeganego, bo nie wiążemy go z Kościołem i z jego ukrytą świętością. Siostra Łucja pisała: „Na łące Kościoła zawsze rosną kwiaty”. Wizja z Bonate niesie uzupełniające przesłanie do wizji Siostry Łucji: te kwiaty budzą sprzeciw świata! I jeszcze: najłatwiej zniszczyć je przez najbliższą rodzinę… ten bolesny komentarz jest niestety bardzo prawdziwy.

źródło: Wincenty Łaszewski ŚWIAT MARYJNYCH OBJAWIEŃ 100 spotkań z nadprzyrodzonością Duchowy przewodnik po objawieniach Matki Bożej