Rzym 1796
Gdyby ktoś podjął się zadania napisania duchowego przewodnika po Rzymie (a to rzecz warta najwyższej uwagi, bo trudno o miasto posiadające więcej duchowych znaków), z pewnością opowiedziałby nam o wielu fascynujących rzeczach, które zgodnie przemilczają autorzy popularnych informatorów turystycznych. W naszej duchowej książce znaleźlibyśmy pewnie zaproszenie do wejścia na dwa szlaki zaczynające się na tyłach Kapitolu. Jedna droga, stroma i surowa, prowadzi po wysokich stopniach do ascetycznego kościoła Maria in Aracoeli, gdzie mieszczą się pamiątki po zwycięstwie różańcowym pod Lepanto, druga – szeroka – wspina się łagodnie wśród rzeźb i zieleni na wzgórze Kapitolu. To symbole dwóch dróg duchowych: ascetycznego chrześcijaństwa i liberalnego humanizmu. Znamienne, że pierwszą drogą wspina się niewielu, gdy szeroką podążają tłumy… Ale duchowy przewodnik po Rzymie z całą pewnością przeniósłby też nas do starej części Wiecznego Miasta, każąc nam podnieść wysoko głowy i dostrzec coś, czego nie spostrzega zwykły turysta. To Madonniny rzymskie (Madonnine romane), z którymi wiąże się pewne niezwykłe duchowe wydarzenie.
Trudno znaleźć rzeczowe informacje o Madonninach z Rzymu. Gdy mówi się, że jest ich obecnie kilkadziesiąt, liczba ta wydaje się jednak bardzo zaniżona, skoro jeszcze w połowie XVIII w. było ich w Wiecznym Mieście 1400. Wiemy, że pewna ich liczba została zniszczona w latach 70. XIX stulecia, kiedy nowe władze Rzymu poszerzały ulice w starej części miasta. Wiadomo nam o kilku przypadkach zniszczenia wizerunków maryjnych przez tzw. przybyszów, którzy walczyli o świecki Rzym. Kilka Madonnin opuściło miasto wraz z rodzinami zamieszkującymi stare pałace. Jakaś liczba uległa zniszczeniu na skutek działania czasu. Gdzie podziała się reszta? Niestety, odpowiedź na to pytanie nie leży w naszych kompetencjach.
MADONNOWA POBOŻNOŚĆ RZYMU
Cóż jest tak ważnego w tych niewielkich kapliczkach znajdujących się nad głowami przechodniów? Możemy wskazać na dwa powody, które muszą skierować na nie naszą uwagę. Zauważmy najpierw, że były one wyrazem niezwykłej pobożności maryjnej Rzymu. Historycy wspominają o szoku, jaki przeżywali ludzie przybywający do tego miasta – nie tylko ci obojętni religijnie czy innowiercy, ale nawet katolicy, nawet sami Włosi z innych regionów, do głębi duszy nasyceni maryjnością. Rzym przez wieki posiadał tak silne piętno maryjne, że można je porównać do sięgającego nieba górskiego szczytu, który wystrzelił w górę pośród włoskich maryjnych wzgórz. Wyjątkowość rzymskiej gorliwości jest tym bardziej godna uwagi, że była to cecha miasta będącego sercem Kościoła. Skoro w Stolicy Świętej jest tak wyraźnie obecna Matka Najświętsza, to czyż nie jest to znak, że chrześcijaństwo musi posiadać czytelny wymiar maryjny, że maryjność nie może być „równinna”, lecz powinna wspinać się ku niebu?
Skąd się wziął zwyczaj kapliczek wpisywanych w mury rzymskich domów i pałaców? Kto je stworzył? Kto opiekował się nimi, kto wieszał na nich wota, kto dekorował kwiatami i zapalał lampy przed wizerunkami Madonny? Ludzie, którzy otaczali Madonniny czułą troską, to Rzymianie bogaci i Rzymianie biedni, to mężczyźni i kobiety, to dzieci, które dbały o ozdabianie świętych wizerunków. Z późniejszej epoki znamy nawet nazwiska niektórych spośród tych maryjnych „kustoszów”. Jest wśród nich doktor Macinanti, książę Kolonii i pończosznik Ianni, jest rodzina Ianettich i Antoniettich. Wiemy nawet, że mieszkańcy Rzymu zbierali składki na rzecz dekorowania pobliskich kapliczek. Wiemy, że niektórzy z nich opiekowali się umiłowaną Madonniną od dzieciństwa do późnej starości i że troszczyli się o ukochany wizerunek przez długie kilkadziesiąt lat.
Taka była tradycja. Tradycja maryjna. Tradycja obecności Matki Bożej w codziennym życiu Rzymu.
Nas jednak interesuje drugi element Madonnin, ten związany z niebem. Otóż Najświętsza Maryja Panna posłużyła się tym specyficznym przejawem pobożności rzymskiej, by przekazać Wiecznemu Miastu orędzie zapewniające o swej troskliwej obecności. Chodzi tu o wydarzenie niezwykłe i spektakularne, które mamy prawo zaszeregować do milczących objawień Matki Bożej, posługującej się niecodziennymi środkami wyrazu. Okazuje się, że w 1796 r. Maryja sprawiła, że Jej wizerunki płakały i poruszały oczami…
Wypowiedzieliśmy ostatnie zdanie i od razu zaczynamy się wahać. Czy rzeczywiście był to tak zdumiewający wybór? A może niebo uchyla przed nami małego rąbka swej tajemnicy i w sposób poglądowy tłumaczy nam jedną z zasad, według których działa Boża pedagogia. Zauważmy, że Matka Najświętsza posłużyła się w Rzymie u schyłku XVIII w. tym, co stanowiło najpełniejszy wyraz maryjnej pobożności tamtych ludzi. Oto Rzymianie uczynili swe umiłowane miasto miejscem nieustającej czci maryjnej. Jeśli w XVIII-wiecznym Rzymie, mieście stosunkowo niewielkim (obecnym „Starym Rzymie”), znajdowało się 1400 Madonnin, to można było natknąć się na nie wszędzie. One nadawały miastu maryjny stygmat. One przypominały ludziom o Matce Najświętszej, a każda uliczka Rzymu była okazją zwrócenia myśli ku Maryi i zaniesienia do Niej gorącej modlitwy. Czy było w pobożności tamtych ludzi miejsce bardziej stosowne do nawiązania z nimi komunikacji przez niebo? Z całą pewnością nie. Do tamtych ludzi Matka Boża przemówiła, posługując się swymi Madoninnami, jak współcześnie zazwyczaj posługuje się różańcem, on bowiem stał się dziś najpełniejszym wyrazem duchowości maryjnej wielu, bardzo wielu ludzi. Jeżeli odmawiam różaniec codziennie, to najprawdopodobniej Matka Najświętsza (gdyby taka była wola Boża) objawi mi się właśnie za jego pośrednictwem, tzn. w czasie jego odmawiania. Dla Rzymian z końca XVIII w. wybraną przez niebo formą pośredniczenia były omadlane przez nich Madonniny. I wybór nieba okazuje się już zupełnie zrozumiały.
CUD MADONNY DELL’ARCHETTO
Wszystko zaczęło się od marszu Napoleona – jeszcze „wielkiego” – na półwysep włoski. Wędrujące wzdłuż wybrzeży Adriatyku obce wojska szybko zaczęły spędzać Rzymianom sen z oczu. Oto dnia 15 maja 1796 r. Bonaparte wkracza do Mediolanu, 19 czerwca opanowuje Bolonię, potem zajmuje Rawennę i wchodzi do Ferrary. Oto wojska francuskie posuwają się szybko w kierunku Rzymu! Mieszkańcy Wiecznego Miasta z narastającą trwogą obserwują rozwój wydarzeń. Świadomy niebezpieczeństwa kardynał Della Somaglia, wikariusz Rzymu, posuwa się w swym apelu skierowanym do mieszkańców tak dalece, że zaklina ich, aby „często zwracali oczy ku niebu, w kierunku naszej kochającej Matki, aby zechciała okazać nam miłosierdzie i miłość”. Ludzie słyszą apel. Ludzie go rozumieją. W niebo uderza modlitwa do miłosiernej Matki. Wokół Madonnin narasta fala modlitwy.
I niebo odpowiada. Pierwszy cud ma miejsce dwa dni po żarliwym apelu biskupa Rzymu. Matka Boża objawia swe miłosierdzie i miłość do ludu rzymskiego za pośrednictwem jednej z najbardziej omadlanych Madonnin (co potwierdza naszą tezę o zwyczajności tego po ludzku niezwykłego objawienia). Chodzi o wizerunek Madonna dell’Archetto, umieszczony w wąziutkiej uliczce odchodzącej w bok od drogi łączącej Plac Dwunastu Apostołów z kościołem św. Marcelego w dzielnicy Trevi, w pobliżu Kapitolu. W pewnym momencie modlący się tam tłum czcicieli Matki Najświętszej ujrzał, że wizerunek ożył, a Madonna zaczęła poruszać oczami, wznosząc je ku niebu.
Franciszkanin Giovenale Goani z pobliskiego kościoła Dwunastu Apostołów pozostawił nam takie oto świadectwo:
„Dowiedziałem się o cudzie na obrazie, gdy tylko się on zaczął, dnia 9 lipca rano. Brat Pietro, który mi usługuje, przybiegł do mojego pokoju zdyszany i radosny, aby mi donieść, że Madonna dell’Archetto mruga oczami. Nie uwierzyłem w to, przekonany, że w przesadnej pobożności ludzie ulegli złudzeniu… Niedługo potem podszedłem do balkonu nad wejściem i ujrzałem tłumy spieszące do Archetto i wracające stamtąd. Uparcie trwając w swym przekonaniu, uznałem to za przejaw fanatyzmu. Choć nadal byłem przekonany, że to złudzenie, ogarnęła mnie ciekawość i chęć zobaczenia na własne oczy tego obrazu. Przy drzwiach spotkałem proboszcza i wikariusza naszej parafii oraz kilku innych duchownych, którzy potwierdzili prawdziwość zjawiska, w co ciągle jeszcze nie wierzyłem.”
Kiedy jednak nasz franciszkanin konwentualny przeszedł przez wąską bramę, za którą znajduje się krótka ślepa uliczka zakończona ścianą z wizerunkiem Matki Bożej, kiedy uklęknął tam i zaczął modlić się do Matki Bożej, wszystko się zmieniło. Zakonnik stał blisko obrazu, nieco z boku, by – jak wyznał – „doskonale widzieć całe oblicze Madonny”. Początkowo nie widział w twarzy Maryi niczego niezwykłego. Wokół rozlegały się głosy: „Niech żyje Maryja! Spójrzcie, otwiera oczy”, ale jego krytyczny umysł dostąpił łaski oglądania tego cudu dopiero po wykazaniu się cnotą cierpliwości. Po kilku godzinach uporczywego trwania przy Madonnie („by móc zapewniać, że przez tak długi czas nie dostrzegłem cudu”), wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
„Wtem, kiedy najmniej o tym myślałem – zeznaje ks. Goani – ujrzałem bardzo widoczny ruch oczu. Gałki oczne poruszyły się, źrenice powoli uniosły się ku górze tak, że skryły się niemal całkowicie pod powiekami. Zaraz potem źrenice wróciły spokojnie na swoje miejsce. Spostrzegłem, że po chwili znowu źrenice podniosły się, schowały jak za pierwszym razem, po czym wróciły na swoje miejsce. Ten prostopadły ruch źrenic powtórzył się dwukrotnie.”
Jak czuł się ów duchowny, jeszcze przed chwilą powątpiewający w tę manifestację miłosierdzia? „Łatwiej jest zrozumieć niż wyrazić słowami stan, w jaki wprawił mnie ten nieoczekiwany i cudowny widok. Powiem tylko, że moja dusza nie mogła pomieścić wszystkich uczuć, jakimi byłem przejęty, i wytrysnęły one w postaci dwóch strumieni łez”.
W owej chwili wobec tej Wielkiej Madonny Napoleon stał się małym buntownikiem przeciw wiecznemu Bogu, człowiekiem skazanym na klęskę, która spadnie na niego po wszystkich pozornych zwycięstwach i sukcesach. Rzymianie odetchnęli. Nawet jeśli armia francuska zdobędzie ich miasto, nie zdobędzie ich serc. Te zdobyła już Madonna. Oby na całą wieczność.
STO CUDÓW, STO OBJAWIEŃ
Taki był początek istnej lawiny objawień Matki Bożej. Wkrótce liczni świadkowie potwierdzają, że ożyły również inne wizerunki maryjne. Komisja kościelna powołana przez kard. Somaglię zebrała świadectwa na temat blisko pięćdziesięciu ożywionych figur i obrazów (ostatecznie, spośród ponad stu wizerunków, z którymi wiązały się owe objawienia, komisja potwierdziła dwadzieścia sześć objawień jako niepodważalnych cudów). Wśród świadków wezwanych przed czcigodną komisję jest znaczące nazwisko: niejaki Giuseppe Valadier, największy architekt Rzymu epoki neoklasycyzmu, który zaprojektował m.in. piękną Piazza del Populi. Człowiek ten był świadkiem objawienia przy Madonnie del Corso.
„Pierwszego dnia, jak tylko rozniosła się wieść, że na niektórych świętych obrazach Najświętsza Maryja Panna poruszała cudownie źrenicą oka, o czym donieśli mi młodzi ludzie z mojej pracowni, i dowiedziawszy się, że chodzi o wizerunek Madonna del Corso, natychmiast poszedłem tam z żoną, jej siostrą i służącym. Było około pół do pierwszej” – opowiada wybitny architekt. Opisawszy oglądany okiem fachowca wizerunek Madonny, zeznaje dalej, że „upłynęło chyba mniej niż piętnaście minut, kiedy nagle spostrzegłem, jak źrenice w obu oczach zaczynają się powoli podnosić i chować pod powiekami, tak że pozostała widoczna tylko niewielka ich część. Jednocześnie na ich miejsce pojawiło się białko oka. Po krótkim czasie źrenice zaczęły wracać na swoje poprzednie miejsce”.
Co czuł słynny architekt? „Przyznaję, że poczułem wtedy, jak wypełnia mnie wielka słodycz i głęboka tkliwość. Łzy popłynęły mi z oczu. W tym samym momencie moja żona, jej siostra, nasz służący i inne osoby również oglądały tę cudowną scenę… W tej samej chwili usłyszałem, jak ludzie jednym głosem entuzjastycznie zaczęli wołać, pokazując sobie ten widok: Spójrzcie, spójrzcie, niech żyje Maryja!”
Kronikarze kościelni odnotowali, że Madonniny poruszały oczami „przez wiele tygodni”.
JAKIE PRZESŁANIE MARYI?
Objawienia Matki Bożej z rzymskich Madonnin nie zapowiadały zwycięstwa nad wojskami Napoleona. 11 lutego 1798 r. Wieczne Miasto zostaje opanowane przez Francuzów. A Madonna, która opowiedziała się po stronie papieża, wiele wycierpiała w swych Madonninach. W czasie okupacji francuskiej wiele wizerunków ulicznych okradziono z wot, niektóre zniszczono. By profanacje nie powtarzały się, Rzymianie umieścili wiele wizerunków wyżej niż dotychczas.
W sercach Rzymian rozbrzmiewało dalej wezwanie kard. Somaglii, by ludzie „zwracali oczy ku niebu” i trwali w wielkiej nieustającej modlitwie, która może wyjednać u Boga prawdziwy cud. Zaś spokój, nawet uśmiech Matki Najświętszej, miał zapewnić Rzymian, że jeśli będą wytrwale pukać do bram nieba, te otworzą się dla nich. Przy otwartych drzwiach nieba nawet wielkie zwycięstwa Napoleona okazują się zaledwie kroplą u wiadra wieczności – są małe i ulotne; miną, nie pozostawiając po sobie wspomnienia. Tymczasem łaska Pana trwa na wieki!
POWTÓRKA CUDU
Warto dodać, że rzymskie objawienia z 1796 r. nie były jedynymi nietypowymi środkami komunikacji nieba z ziemią. Madonniny zostały wykorzystane przez Maryję jeszcze w innym miejscu – w Ankonie. Stało się to nawet wcześniej niż omawiane przez nas wydarzenie rzymskie, bo 25 czerwca 1796 r. Kiedy do miasta zbliżała się armia francuska, przerażony tłum zgromadził się na modlitwie w katedrze San Ciriaco. Znamy nawet nazwisko pierwszej osoby, która zobaczyła cud. Była nią trzydziestoletnia Francesca Massari, wielka czcicielka Madonny di San Ciriaco. Kobieta tak zeznawała przed komisją kościelną: „Ujrzałam, jak Maryja otworzyła obie powieki, odsłaniając niemal całkowicie źrenice i białka oczu. Po chwili uczyniła to jeszcze raz, prawie się śmiejąc, a ja, całkiem osłupiała, zwróciłam się do stojących w pobliżu kobiet: «Cicho, Madonna dała nam łaskę. Otwiera oczy i śmieje się»”.
Madonniny stały się pośredniczkami objawienia Matki Bożej raz jeszcze w Rzymie w czerwcu 1871 r. Było to podczas kolejnych dni zamętu i niepokoju, kiedy Rzym przechodził w ręce Państwa Włoskiego. Nic dziwnego, że szybko stały się one niezbyt wygodnym dla nowej władzy świeckiej znakiem religijnym, tym bardziej że mieszkańcy miasta uczynili z nich miejsce manifestacji swych propapieskich sympatii. Wiemy na przykład, że na jednym z ulicznych wizerunków Matki Bożej ktoś zawiesił dwa medale papieskie
Znów pobożność maryjna była jednym ze sposobów, w jaki Rzymianie zareagowali na nową sytuację. Pogrążeni w zamęcie, zaczęli tłumnie gromadzić się wokół swoich ukochanych Madonnin, a Maryja znowu posłużyła się ich formą pobożności, by przekazać odpowiedź nieba.
Zachowanie mieszkańców była podobne do tego z 1796 r.: radość, wzruszenie, łzy, jeszcze żarliwsza modlitwa. Ale była też inna reakcja: dokumenty wspominają, że „nowo przybyli”, jak nazywano tych, którzy osiedlili się w Rzymie po zdobyciu go przez wojska Republiki, zaczęli atakować Madonniny! Gazeta „Voe della veritá” donosiła: „Dwaj od niedawna przebywający w mieście mieszkańcy zbili szybę chroniącą obraz Madonny in via dei Chiavari i zniszczyli wizerunek, wołając: «Jeśli Rzymianie nie zdejmą tych lal, zniszczymy je wszystkie!». Inna Madonna została uszkodzona przez rzucane w nią kawałki melonów”. Nic dziwnego, że wówczas niektóre Madonniny zostały zabezpieczone albo nawet zdjęte i ukryte w bezpiecznych miejscach.
DZIŚ
Dziś na ulicach Rzymu pojawiają się nowe Madonniny. Znak to, że maryjna tradycja Wiecznego Miasta opiera się „nowo przybyłej” ideologii życia bez Boga. Nowych wizerunków maryjnych jest w Rzymie sporo, ale warto przede wszystkim wskazać na najważniejszy w tym najmłodszym pokoleniu Madonnin: na wizerunek, który na ścianie swego domu umieścił… Ojciec Święty.
Uczynił to Jan Paweł II, który po nieudanym zamachu na swe życie postanowił wprowadzić pewną nowość dotyczącą obecności Najświętszej Maryi Panny w Watykanie. Decyzją papieża w górnej części jednej ze ścian Pałacu Apostolskiego umieszczono wizerunek Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła. Ta kolorowa mozaika z napisem u dołu „Totus Tuus Mater Ecclesiae” upamiętnia cud ocalenia życia Ojca Świętego w dniu 13 maja 1981 r. i przypomina wchodzącym na plac św. Piotra o obecności Maryi – „Madonny Ocalenia” w sercu Kościoła.
W dniu 8 grudnia 1981 r. Jan Paweł II skierował uwagę wiernych na ten nowy element wystroju Watykanu i powiedział: „W oprawie tego pięknego placu brakowało wizerunku, który by przypominał, również w sposób widzialny, obecność Tej, którą «Kościół katolicki (…) darzy synowskim uczuciem i czci jako Matkę najmilszą»”.
Siedem lat później przypomniał: „Z odnowioną synowską gorliwością zawierzamy dzisiaj siebie Maryi. Jej pełen ciepła i pogody wizerunek, który poleciłem umieścić na fasadzie Pałacu Apostolskiego, wita wchodzących na plac (…). Z Jej pomocą pragniemy stawać się coraz bardziej wiernymi uczniami Jej Syna, który otwiera nam drogę prowadzącą do Ojca”.
Taki jest właśnie sens rzymskich Madonnin. I każdego wizerunku naszej niebieskiej Matki.
źródło: Wincenty Łaszewski ŚWIAT MARYJNYCH OBJAWIEŃ 100 spotkań z nadprzyrodzonością Duchowy przewodnik po objawieniach Matki Bożej